DZIAŁALNOŚĆ ZAWIESZONA

[Nowe analizy co drugą niedzielę]
[teoretycznie]

[bardzo teoretycznie, bowiem
BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA]

[i przepraszamy za niezaktualizowane Archiwum, aleśmy leniwe pipy]

12/01/2014


Analiza XXVI. Co tu się, kurwa, dzieje?, czyli hermafrodytyczna kotka w gildii Czyścicieli Nieczystych

Nota przedanalizowa:
Analizujemy też wprowadzenie?
Chcesz?
No możemy.
Okej.
Boże, co ja zrobiłam.

Witajcie, nasi drodzy!

Info ogólne:
Ałtorek Apropos: GunZ {hehehe, gansta}
Źródło: samo przyszło [i samo ucieknie]

Analizują: Shiro OkamiIthildinIustitia LunaVomitoErgoSumErotickieKandyzowana LasagnaAnonim Anomalia
Gościnnie występuje: NieWiadomoCo

Wprowadzenie
Witam wszystkich odwiedzających tego skromnego bloga, z tej strony Gunvields, Gunz, Gunziałek, nazywajcie mnie jak tylko chcecie! :3
Jesteś pewien, że tego chcesz?
BożeKtokolwiek!
Abojawiem!
Samsięotoprosiłem?
Żyj długo i pomyślnie Jaktylkochceciu.
Oni nam po prostu sami wkładają broń do ręki.

Będę się dzielił moimi bazgrołami skleconymi w jedną, spójną całość, a dokładniej rzecz ujmując historia pod tytułem "Bramy Świtu".
Jak na mojej koszulce: „W ciszy oceniam twoją gramatykę”.
To się  nie kwalifikuje jako „spójna całość”. Tak samo jak tamten tytuł wyżej: „Wiedźma, część I” to też nie jest „spójna całość”.

A propos tegoż opowiadania,
Możemy też nazywać go Apropos. Tak więc, mój drogi Aproposie...
Ja na miejscu Aproposa zdecydowałbym się na używanie jednego języka.

zdradzę wam tylko tyle, że przed odsłoną "Bram", uraczę was tzw. "Dziesięcioma Opowieściami". O co właściwie chodzi, możecie pytać,  ano jak sama nazwa wskazuje
Dosłownie nie mogę tego czytać.
A ja zastanawiam się, ile materiału zostało zużyte na zakrycie tych „Bram”.
Zaczynam się czuć jak na nudnym wykładzie, na którym ma być puszczona lista.

będą one przedstawiały 10 różnych historii pisane [co pisane?] z perpektywy pierwszej osoby, [ale co pisanee?] które zaprezentują dziesięć odmiennych od siebie postaci, a ich losy przeplatają się.
Losy historii przeplatają się?
Ale CZY TE LOSY SĄ PISANE?
Ciągnięte z kapelusza, jak kolejne wyrazy...

Jaki to ma związek z tym "głównym" opowiadaniem?
G(ł)ówno mnie to obchodzi.

Postaci te będą grać w nim kluczową rolę,
Ojej! Ale to niemożliwe! No jak to, kurwa, pisać o postaciach, które grają kluczową rolę?  
Jedną?
Będą wspólnymi siłami otwierały jeden zamek.

toteż warto byłoby je poznać, może nawet wybrać ulubieńców,  
Ehe, jeszcze mi mów, co mam robić.
Wezmę tego na lewo.
I do wyboru ulubieńców przed opkiem głównym muszę przeczytać 10 mini-opek? O matko, a do ulubienia Sherlocka wystarczyło mi 5 minut serialu.

a ponadto fabuła 10 opowieści ma kluczowe znaczenie do całego obrazu fabuły,
Wszystko tu jest kluczowe.
Zwłaszcza fabuła.
Do fabuły. Ja pierdolę.

jaki będę starał się przed waszymi oczyma stworzyć.
Czekać z niecierpliwością będziemy.

Mam nadzieję, że spodobają wam się moje opki.
*parsk* HAHAHAHAHAHAHAH.
Już nam się podobają! Zamawiam prenumeratę.

Niedługo powinienem wstawić gdzieś na blogu częściową mapę świata,
Błagam, nie.
Gdzieś na blogu fragment mapy świata. To może być mało pomocne.
Bo to mapa zrób-to-sam. Znajdź fragmenty, posklejaj, i dorysuj brakujące części.

w którym dzieje się akcja i dołączę pewnie parę faktów a propos uniwersum.
Zamieszczanie tego w fabule 10 opowiadań i opka głównego jest passé.
O, znowu Apropos. Dziękuję, że się tyle razy przedstawiasz. Zapomniałabym.

Jest to mój świat autorski, choć mogę podziękować pewnemu niezwykłemu nerdowi, dzięki któremu nie miałbym tak wielu świetnych pomysłów.  Tak, wiesz że o tobie mówię.
Tak, wiem.

Nie, nie o tobie, randomowy anonimie, to, że grałeś w Mario i LoLa wcale nie czyni cię nerdem! >.<
What the fuck? Jak to nie?
Nie, ale może czynić cię geekiem.

Ojj, nieważne.  Warto byłoby nadmienić,  że każda z pośród tych 10 głównych bohaterów wzorowana jest
„Każda z bohaterów wzorowana jest”? Serio?
Może te bohaterowie mają rozdwojenie płci?
Może on chciał napisać „postaci” zamiast „bohaterów”.
Pierdoli mnie, co on chciał napisać!
No serio, wydaje mi się że...
NIE, TO SĄ FUTY. Z rozdwojeniem jaźni.
...W sumie to dobrze. Dowiadujemy się czegoś o bohater(k)ach.

na ludziach, którzy są mi bliscy,  
ZARAZ, CO?! Z kim ty się zadajesz?
Z osobami dwupłciowymi.

cóż,  są na tyle wspaniali i jedyni w swoim rodzaju,  że warto ich opisać.  No może z wyjątkiem mnie, też tam sie znajduje ale raczej nje nazwałbym się ani wspaniałym {ani co? dlaczego NJE umiesz używać polskiego?} i może trochę odmiennym nod reszty. :3
Syndrom Nadmiernego Kiwania Głową. Jak nic. [nod, nod]
Och, nie pomyślcie tylko, że mam wysokie poczucie własnej wartości, jam skromny chłopiec... Ale pamiętajcie, że jestem wyjątkowy!
Zaraz wracam, rzygam tym kawałkiem.

Q&A czyli "będę używał bloga jak ask'a bo kto bogatemu zabroni!".
Ja.
QuoVadis i Apropos? Teraz jest dwóch autorów tutaj? Namnożyli się?
Nie, ROZmnożyli się.
Ale rozmnażanie się sugeruje udział wyższych form życiowych.

Moja idea wygląda następująco: Po każdym pełnym opowiadaniu będę robił specjalne posty nazywane "Q&A", gdzie będziecie zadawać w komentarzach pytania,  a ja po trzech dniach zbierania ich wstawiam posta z odpowiedziami na wszystkie wasze pytania! :3
Proszę, nie.
Tak! Pierwsza dobra idea w całym poście.
Będzie mógł tam zawrzeć odpowiedzi na wszystkie pytania, które mu zadajemy w tej analizie.
Boże, to jest chore.
Mhm!

W głównej mierze chciałbym odpowiadać na wszelkie wasze wątpliwości dotyczące opków i fabuły ( nie liczcie na spoilery >.<) ale możecie także pytać się o cokolwiek,  moją osobę, sens życia, co zjeść na obiad czy nawet jaki papier toaletowy kupić w Biedronce, odpowiadam na wszystko!  :D
Tak, tak! Ja mam pytanie. CZEMU TEN BLOG POWSTAŁ?!
A czy wasza osoba będzie odpisywać „My, autor opka”?

Zasada jest jedna: 1 użytkownik zadaje 1 pytanie podczas danego Q&A.
Jaki użytkownik? To jest forum teraz? Co tu się, kurwa, dzieje?
Będzie sprawdzał IP i żaden ciekawski na krzywą mordę się nie wbije.
Well, that escalated quickly.
Co to jest, co to, kurwa, jest?!

Przed Q&A będę wstawiał pełne opowiadania,  gdyż posty będą ich częściami,  będzie wtedy wygodnie przeczytać coś w całości na 1 poście. 
NA poście?
Posty będą częściami w jednym poście?
NA jednym poście!
Wiecie, podczas jednej postnej diety.
*trwa w głębokim szoku*

Może przy okazji odpowiadanja na pytania,
OdpowiadaNJA!
Ale czego odpowiadania? Aaach, przy okazji odpowiadania! Bogowie. Jak ja mam zrozumieć właściwe „opki”, skoro nie rozumiem nawet tego wstępu?
OdpowiadaNJA! To trzeba akcentować. Na pewno o to chodziło Aproposowi.

będę też pisał rozpiski, kiedy będą pojawiać się posty, i co będą zawierać. Nie będę pisał konkretnych dat a takie 2-4 dniowe przedziały czasowe, w których pojawi się dana część opowiadania.
Jezu.

Na sam początek rozpiska jest następująca:
10 Opowieści, Wiedźma, część I - 12,13 Listopada
10 Opowieści, Wiedźma, część II - 16,17,18 Listopada
10 Opowieści, Wiedźma, część III - 22,23,24 Listopada
10 Opowieści, Łowczyni, część I - 28,29,30 Listopada
10 Opowieści, Łowczyni, część II - 5,6,7 Grudnia
{facepalm}
Bez konkretnych dat, huh?
*cough* ”Przedziały czasowe” *cough*

P.S.: Chętnie przyjmę pomoc przy obróbce graficznej bloga, rozmieszczeniu jego komponentów
Jakich komponentów? To jest Blogspot! Wszystko już jest zrobione! Czemu chcesz wszystko zmieniać? Control freak.
Zresztą, co to za filozofia? Tytuł na górze, post po środku, na całą resztę i tak nikt nie patrzy.
Nje, nje. Bez postów, proszę.

 i ogólnie przydałby mi się taki tutorial prowadzenia bloga bo to jest mój pierwszy. ^.^
O TAK. Z tym się zgodzę.
To widać.
Tutorial? Punkt 1. Pomyśl, zanim napiszesz.
Punkt 2. Nie pisz.

To na tyle, peace out.
~Gunz
*parsk*

10 Opowiadań - Wiedźma, część I
"Krew, która jednoczy.
Krew, która więzieniem."
To jest najnormalniejsza rzecz, jaką tu póki co widzę.

Gęstą zasłonę mroku przebił blask, padający na granitową posadzkę katakumb, niczym świetlne ostrze. 
Że takie trochę Gwiezdne Wojny?
Szlag by to trafił, zostałam zabita.

Och tak, to brzmi pięknie. 
Istotnie, brzmi pięknie. Zbyt pięknie. Właściwie to nie, brzmi tragicznie. Przestań, proszę.

Zapuściłam się do tych zatęchłych, mrocznych i dawno zapomnianych podziemi, znowu.
To "znowu" psuje nastrój. „Zapuściłam się do tych zatęchłych! mrocznych! bla, bla, blah!... znowu. ==’”
To brzmi jak opis stosunku w dark fantasy.
Nie chcę tam wchodzić! Ej, on się wciela w kobietę.
Ja też, i co z tego?
Nie, ty się wcielasz w lasagnę.
To prawie to samo!

Większość osób opisałaby je właśnie w ten obrzydliwy sposób, a dla mnie to coś innego. To mój dom. Ach, jak cudownie być z powrotem.
Historia z rodzinną patologią – check.

Brakowało mi tych pięknych posadzek, kolumn przesiąkniętych przeszłością, zimnych kamiennych ścian nieobeschłych od krwi nieczystych.
*parsk*
{histeryczny śmiech}
Regularne mordy rytualne co do zasady zwracają uwagę, policji, straży miejskiej, najemnych band, błędnych rycerzy, a w ostateczności motłochu z widłami…
Czyli zasadniczo jesteśmy w rzeźni?
Dopiero się skapnąłeś? Jak dla mnie to, co my teraz robimy, to jest jedna wielka rzeźnia.

Owszem, jest tu ciemno, ale ja widzę, spędziłam tu zbyt wiele czasu by się do tego nie przyzwyczaić. Wystarczy mi tylko nikłe światło jarzących się na ścianach, zielonkawych kryształów. Jest to blask wyczerpany, blask martwy.
Fluoresencyjne kryształy narracyjnej dogodności – check.
A ja myślałem, że LED-y to trupie światło.
Może to były LED-y. Zielonkawe i jarzące się na ścianach LED-y.
Ale te ściany są „nieobeschłe”. Nie przykleiłyby się.
NO TO MOŻE KTOŚ JE WYTARŁ. Przestań szukać dziury w zimnych kamiennych ścianach.
To teraz wyobraź sobie. Jakiś gość, zaraz przed twoim przyjściem, wyciera ściany i przykleja na nich zielonkawe LED-y. Ale ty nigdy go nie spotkasz. Zawsze będzie o krok przed tobą.
Dum, dum, dummm. Zły człowiek od LED-ów czai się w ciemnościach.
Człowiek LED.

Martwy niczym odór unoszący się w powietrzu. Martwy niczym ci, którzy dali początek temu miejscu. Brzmi równie pięknie, nie mogę się doczekać aż nie opiszę tego miejsca, znowu.
Co? Znowu? Brzmi równie pięknie jak co? Co tu się dzieje?
No ten opis brzmi równie pięknie.
Ale jak co?
No jak ten wcześniejszy opis.
Ale to część dalsza tego samego opisu!
No właśnie! Właśnie o tym mówił Apropos, jak pisał, że posty mają znaleźć się w postach. Znaczy, NA postach, przepraszam.

Zdecydowanie nikomu nie spodobałyby się te lochy,
Ach, to są lochy. A ja myślałem, że to kanały.
To opowiadanie to kanał. Może dlatego ci się pomyliło.

ale i tak ludzie są nic nie warci.
Jak to ludzie są nic nie warci? Na targu zbija się na nich całkiem niezłą sumkę.
Jak to ludzie są nic nie warci? Mają całkiem ładną zawartość składników odżywczych.
There are two kinds of people.
Jak to ludzie są nic nie warci? Przecież bez nich nie byłoby kogo ruchać.
Three kinds of people.
Jak to ludzie są nic nie warci? Co najmniej obiad dla dużej rodziny.

Są ślepi, są głupi, no cóż… większość z nich.
Cóż... poza mną. I może jeszcze... Nie, poza mną.
I właśnie dlatego nie zostałem człowiekiem. Wolę być lasagną.
Hm. Lasagna też ma całkiem ładną zawartość składników odżywczych.
Ale lasagni nie przelecisz.
Jak to nie! Jest miękka w środku, ciepła... [zapraszający uśmiech]
American Pie vs Italian Pasta, this summer!
*wzdraga się wyraźnie*

Mimo wszystko są przydatni, by tacy jak ja, jak mój mistrz, mogli ich wykorzystywać.
Czyli podzielają moje zdanie o ludziach :D

Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak bezwartościowe jest zwykłe, szare życie. Moje dawne życie.
Na zaniki pamięci polecam ryby morskie.
Ten patos mnie zabije.
Zacznij pracować, to Cię wycenią.

Kolumna po kolumnie przewijały się za mną, kiedy zdejmowałam z siebie płaszcz.
Przewijały się jak kasety wideo?
Te kolumny ją śledzą!
Ja myślę, że one ją podglądają.
Myślę, że to zły człowiek od LED-ów ją podgląda.
Może te kolumny po prostu chciały odebrać od niej płaszcz, a wy zaraz...

Otrzepałam swoje schludne ubranie z pyłku
...kwiatowego?
Dzwoneczkowego cudpyłku.

i kurzu, który mógłby naruszyć nieskazitelność mego stroju, każde spotkanie z Nim jest dla mnie najważniejsze, muszę wyglądać idealnie.
Brzmi jak urywek z „50 twarzy Greya”.

Długi korytarz nie mógł się ciągnąć wiecznie,
Jasne, że mógł. Przecież kolumny się przewijały.
To ciągnięcie kojarzy mi się z serem na lasagni.
A mi z czymś innym, ale zamilknę...

i oczywiście tak się nie stało, gdyż dotarłam do mahoniowych drzwi ozdobionych wężami.
Oczywiście.
IT’S MAHOGANY!

Otwierając je, uderzyła mnie w twarz fala ciepła, całkiem przyjemna, choć chłód lochu nie pozostawiał mnie w stanie niezadowolenia.
...W stanie niezadowolenia?
Poczekaj, staram się ogarnąć.
Tego się nie da ogarnąć, pogódź się z tym.
Kamerdyner Fala Ciepła chyba mało zarabia, skoro tłucze gości po twarzy.

Znowu pojawiłam się w tym samym salonie, bardzo rozległej, dobrze ocieplonej komorze.
Salony w lochach! Tego nam brakowało!
Co ty chcesz? Może zmutowane olbrzymie szczury też chcą mieć ładnie?
Loszek pieszczoszek.

Zieleń, wszędzie zieleń. Jak cudownie.
Pleśń?
Mech.
Każda prawdziwa wiedźma kocha zieleń.
Ciekawe, czy ma też czarną pościel.

Szmaragdowej barwy małe kryształy dzieliły się swoim światłem zwisając z bogato ozdobionego żyrandola.
O, LED-y powróciły.
Człowiek LED dotarł i tam.
Zanotowano podwyższony wskaźnik samobójstw i przebranżowień wśród architektów wnętrz.

Wnet zaobserwowałam małe przemeblowanie, zmienił się układ kanap.
To straszne. Jesteście skazani na zagładę.
Człowiek LED! Na pewno. To musiał być on.

Stawiając kilka kroków po miękkim dywanie odwróciłam się, by ujrzeć dobrze mi znaną postać.
Stawiając kilka kroków odwróciła się? A potem zakręciła się w ten miękki dywan i wyjebała na twarz?

Jej i osobliwe oczy przecinające powietrze, dogłębnie penetrujące każdą cząstkę tego, co widzą, nie wywierały na mnie żadnych emocji.
Kim jest Jej? I dlaczego osobliwe oczy sobie biegają luzem?
To ty nie wiesz, że w każdym szanującym się lochu muszą być latające oczy, które mają zdolność przecinania powietrza? Ot, taki odświeżacz.
Mnie bardziej zastanawia, dlaczego one dogłębnie penetrują wszystko, co widzą.
Najwyraźniej należą do prawdziwej futy.
Albo do gimnazjalisty.

Zbyt często już je widziałam. Były stalowe, ale uważny obserwator dostrzegłby, że tuż przy źrenicach tęczówka przybierały wściekle zieloną barwę.
Może „tęczówka” pełni tu rolę nazwy girlsbandu.
Czy możemy docenić to, że te oczy są stalowe? Takie dwie stalowe kulki latają tam wystarczająco szybko, by przecinać powietrze? Przecież to niebezpieczne!
Zasady BHP w lochach są nieco inne, wiesz?

Czy dziewczę jest piękne? Nie mi to oceniać.
Ale my to chętnie ocenimy.
A nawet jeśli nie będzie piękne, to wystarczy tylko założyć worek na głowę.

Wychudzona, blada niczym truposz, gdzie nie gdzie permanentne ślady, jakie pozostawiła na jej obliczu trudna przeszłość.
Ciężki trądzik?
Przebarwienia po latach korzystania z solarium?

Jej kruczoczarne włosy, których kolor przechodził w żywą pistację
Czemu ta pistacja jest żywa?
Nie martw się, już niedługo. Umiera w agonii. Słyszę jej krzyki.
A to ta martwa to jak będzie wyglądać?

na ich dolnych końcówkach, swobodnie opadały na schludny, gustowny strój składający się z pięknej sukni, zdobionej dość bogato, ale nadal funkcjonalnej, gdyż kończyła się przy kolanach.
Funkcjonalne to mogą być procesy metaboliczne w komórce. Albo silnik samochodu. Sukienka może być co najwyżej praktyczna.
Ja polecam autorowi założyć sukienkę, która kończy się przy kolanach, a dopiero potem pisać o jej... „funkcjonalności”.

Jakże gustowne były też rękawice sięgające aż po ramiona oraz wysokie kozaki, bardzo modne wśród wysoko urodzonych dam.
A niskie kozaki są modne wśród nisko urodzonych dam.
To bardzo prosty świat, czego ty oczekujesz.
Ten strój robi się coraz bardziej „funkcjonalny” z każdą kolejną częścią, jak widzę.
*milczy, porażona wyobrażeniem królowej Elżbiety w rzeczonym stroju*

Gdybym tylko ja miała tyle szczęścia. Nietrudno było zauważyć tego pięknego, srebrnego węża rozciągającego się od brzucha aż po końce zwiewnie opadającej sukni.
I’M OUT. Bez opisów jeszcze dało się to czytać...
Ten jebitny wąż i zwiewna suknia też są „funkcjonalne”, ja rozumiem?
Zaraz, zaraz, skoro wąż zaczyna się na brzuchu, a suknia jest do kolan, to gdzie on się, przepraszam, rozciąga? Przecież to jest jakieś... 20 centymetrów?
Bo to jest bardzo krótki wąż.
That’s what she said.

Ach, jak na członkinię Colubry, gildii szelm, mój strój wydaje się być niezwykle oczywisty. Co ja poradzę, że jestem dumna z tej przynależności, dumna z symbolu węża.
Możesz przestać być dumna. Czy to cię przerasta?
Bo mnie to tu tak wyskoczyło. Samo się.

Tyle znaczeń zawarte w tym jednym, niezwykłym zwierzęciu, które… Nie, nie pozwolę moim myślom wybiegać za daleko, muszę się skupić, On na mnie czeka.
Co tu się, kurwa, dzieje?
To chyba będzie motto naszej analizy, bo ono tu dość często pada.

Zaprzestałam spoglądania w lustro, nawet nie wiem, czemu na nie traciłam czas.
Ja się też zastanawiam, czemu traciliśmy czas na całe opowiadanie.
A to ona była w tym lustrze? Ach, ta trzecia osoba. Może brakuje jej atencji.

Traciłam Jego czas. Nigdy więcej. Odwróciwszy się zwróciłam tylko wzrok by móc jeszcze raz spojrzeć na następnego beznogiego gada,
„Nigdy więcej nie będę traciła jego czasu. {odwraca się} O, wąż. Popatrzę się.”
Może tym razem to był dłuższy wąż. Bardziej warty uwagi.
Albo bohaterka jest małym kotkiem. Co w sumie byłoby lepszą opcją niż to tutaj.

tym razem utrwalonego wiecznie na moim ciele.
Formaliną chyba.

Suknia nie miała tyłu,
Nadal jest „funkcjonalna”?
Tak, ma funkcję szybkiego dostępu.
Suknia krótka, bogato zdobiona i bez pleców? Jeszcze dekolt, falbanki i może iść do TLC do programu o cygankach.

a na moich chuderlawych, nagich plecach widniał majestatyczny wąż w formie detalicznego tatuażu.
Dupy też nie miała?

Jego tekstura była tekstem,
To brzmi jak bardzo okropny pun.
To co, to Braille’em było?

bardzo niezrozumiałym, antycznym.
Najwyraźniej są teksty bardziej niezrozumiałe i mniej niezrozumiałe. Człowiek uczy się całe życie.

Sama nie wiem, jakie tajemnice skrywa, fascynuje mnie to.
A nas zupełnie nie.
Czekaj czy ona ma na plecach wytatuowany napis i nie wie co to jest? Możliwości nieograniczone, od przepisu na czerwoną tinkturę po nieśmiertelne „Kopnij mnie”.
Była kiedyś taka reklama: wytatuowany chiński znaczek, pan mówi „Mój znaczy smok”, a potem pokazany tatuator z menu chińskiej restauracji tatuujący „sajgonki”. Tak mi się jakoś, nie wiem czemu, skojarzyło.

Powiedzieli mi, że prędzej czy później wszystko zrozumiem, ale kiedy to się stanie…
Też chciałabym to wiedzieć.
A ja nie.
Ja chciałbym wiedzieć, kiedy skończy się to opowiadanie.

Wygodny salon prowadził do dwóch drzwi,
Ale jak to salon prowadził?
Może to był taki długi salon!
Salon był wygodny, ale kuturalny, i z chęcią oprowadzał gości.

z czego witraż, jakim ozdobione były jedne z nich barwnie zdradzał obecność światła, a tym samym ktoś musiał rezydować w pokoju.
Ale co to jest za ciąg przyczynowo-skutkowy? Co oni, potrzebowali światła, żeby co? Fotosyntetyzować?
To było zielone światło, więc może i tak!
Ja pierdolę. Ludzie podziemi. Dlatego tak myśli z pogardą o ludziach: „jebane heterotrofy.”
Byli ekologiczni i zawsze gasili za sobą światła.

Tuż przed wejściem założyłam srebrną maskę na twarz,
A nie, bo na dupę.
Co za różnica.

przeobrażając ją w jeszcze zimniejszą i bardziej obojętną. Ze srebrnych ust wystawały kły i rozdwojony na koniuszku język. Maska była bezpłciowa, męskie i damskie cechy rozmywały się, łączyły ze sobą
Jak dla mnie ta maska jest futanari, a nie bezpłciowa, ale co ja tam wiem.
Nie zapominaj, że... i... blergh. Nieważne.
Wszystko jest zielone i wszystko jest futą.












a na czole widniał wygrawerowany symbol węża gryzącego własny ogon. Znak gildii.
A także jednego z azteckich bogów, pewnego stowarzyszenia z serialu „Dominion” i pewnie tysiąca różnych innych rzeczy. Oryginalni to wy nie jesteście.
Nie, nie. Popularny Oroboros połyka swój ogon, a ten tu go tylko podgryza, różnica zasadnicza. Połykanie zmienia wszystko.

Dla ostrożności skryłam swoje oblicze, mogę wejść.
Odkryta mogę wchodzić tam tylko w godzinach późnonocnych.

Zapukałam a potem bez zawahania otworzyłam wrota.
Myślałam, że to były tylko drzwi z witrażem. Wrota są raczej wielkie, kamienne i nieprzebyte.
Widocznie przeszła już przez drzwi, a za nimi były wrota.
Nie, to była taka zdobna śluza!
Może drzwi z witrażem były we wrotach?

Znowu zmiana temperatury, więcej nieupragnionego ciepła i zimno-zielonego światła,
Z jednej strony było zimne, a z drugiej zielone, czy raczej w kropki albo paski?

 którego źródłem były tego właśnie koloru płomienie w kominku.
Zimno-zielone płomienie?
Mam wrażenie, że w tym opowiadaniu są jakieś dziwne skoki technologiczne. Najpierw LED-y, a teraz tylko kominek?
Może tutaj człowiek LED już nie dotarł.
Albo pomylił LED-y z proszkiem i zrobił FIUUU©.

Ciemne, ponure, ale i dostojne meble powitały mnie z gracją w przeciwieństwie do zajętych rozmową, dwóch mężczyzn.
Te lochy się rozwijają. Meble jako kamerdyner.
Krzesło dygnęło uprzejmie, a regał rogiem zaprosił ją głębiej.
Kurczę, a ta kanapa taka seksowna.

Od trzech lat nic tu się nie zmieniło, mi to odpowiada. Cała masa różnorakich nieuporządkowanych fiolek, naczyń i składników alchemicznych, wśród których prym wiodły mordercze trucizny, ulubiona broń mojego Mistrza.
Trucizny to domena kobiet. Czyżby twój Mistrz był kobietą? Czy jest tylko futą?
Jak się nic nie zmieniło od trzech lat, to te trucizny można raczej o kant regału potrzaskać.
I ci faceci tak od trzech lat nic, tylko siedzą na dupach i gadają?

Stał On przy kominku, zasłonięty maską wraz z zakapturzoną, niską, ale postawną osobom.
[głos dziecka, które znalazło cukierka] „OSOBOM”!
{głos dziecka, które też chce znaleźć cukierka] GDZIE?!
Tam!
HAAAA! Nie, serio, facet, gdzie masz mózg? (Kolejne pytanie do Q&A.)
Pewnie zostawił przed drzwiami. Tymi z witrażem.

Po głosie poznałam, że jest to starszy mężczyzna. Nazywali go Uropeltem, co oczywiście jest pseudonimem.
Dlaczego „oczywiście”? Może to jego prawdziwe imię? Może rodzice go nienawidzili?
Mnie bardziej zastanawia, że ona po głosie poznała, że to starszy mężczyzna, ale od razu wie dokładnie kto.
No skoro cała gildia jest wypełniona futami, a to jedyny starszy mężczyzna...
Bogowie, dopiero zdałam sobie sprawę, że jego imię znaczy w luźnym tłumaczeniu „moczowa skóra”.
Stąd wynika pytanie: DLACZEGO SOBIE WYBRAŁ TAKI PSEUDONIM?!
Dziecko znajomej nazwało swoją lalkę Urofuraginum. Reklamy to zUo.

Nikt nie używa tu prawdziwych imion.
Ani mózgu.

Drugi, zdecydowanie wyższy, młodszy i obdarzony pięknymi, długimi, kruczoczarnymi, jaśniejącymi od przetłuszczenia włosami, spiętymi w kucyka. Mój Mistrz.
Kolejny kawałek brzmiący jak z „50 twarzy Greya”.
Ja wprawdzie bardziej blond niż czarna, ale włosy od przetłuszczenia chyba nie jaśnieją, nie?

Byli w trakcie rozmowy.- …i dlatego mam nadzieję, że się tym zajmiesz. – naprędce dokończył swój wywód starszy szelma.
Bo jego pseudonimu lepiej nie używać.
Obstawiam Kolonoskop.

By następnie usłyszeć ode mnie uprzejme:
-
 Ku zgubie nieczystych.
Ku zgubie nieczystych. – odpowiedzieli mi tradycyjnym powitaniem oboje .
Brzmi jak coś, co można usłyszeć w mekce.
Chwalcie Mydło.

Następnie bardzo delikatnie dygnęłam w geście szacunku.
Bo szacunek też był bardzo delikatny.
Za moich czasów w geście szacunku padało się na kolana z ustami pełnymi peanów. Ach, upadek obyczajów w tajemnych stowarzyszeniach.

Elapidzie, czyżby to jest twój zdolny akolita, o którym tyle już słyszałem?
Czyżby to jest? O zasadach trybu przypuszczającego się Uropeltowi nie słyszało?

- Owszem, poznaj Viperię. – odrzekł czarnowłosy, swoim głosem chłodniejszym niż najgłębsze odmęty katakumb.
Andariel! Uważajcie na Andariel!

Poczułam przyjemne ciarki.
- I tak, jest zdolna. Powiedz mi, kiedy można było tak powiedzieć o twoim akolicie?  - nie mogłam się powstrzymać przed uśmieszkiem, jaki na krótki moment ozdobił mą twarz. O bogowie, dziękuję wam za tę maskę.
A może podziękuj kowalowi? Co mają bogowie do tego?

Heh, ty się nigdy nie zmienisz, ale za to cię lubię. Nie każdy jest tak wprawnym nauczycielem jak ty.
NIE! NIE! CHWILA! APROPOSIE! DLACZEGO DO CHOLERY PISZESZ KOLORAMI?!
No właśnie! Kolory to nasza domena!
Jego zdolności pisania dialogów są gorsze niż pisania opisów.

- Wystarczy tylko twarda dyscyplina, prawda Viperio?
Oczywiście Mistrzu. – machinalnie potwierdziłam Jego słowa.
Czyli właśnie przeszkadzam wam w lekcji? W gruncie rzeczy przekazałem ci wszystko, co wyższe szczeble miały do powiedzenia.
„W gruncie rzeczy.” {grunts in pain}

- Żegnam więc. – mój mistrz emanował oziębłością, nawet przez maskę widoczna była ta wszechogarniająca lodowatość, poezja niechęci i cudowny aromat pogardy. Nie chcemy już widzieć tego pana.
Ona coraz bardziej brzmi jak posłuszna suczka. To jest mój Mistrz. Ja i Mistrz nie chcemy już widzieć tego pana.
~~rechocze histerycznie~~ Cudowny aromat pogardy xDD
Kurwa, co? Może on się rozkłada?
No, zdecydowanie coś tam śmierdzi.

Do widzenia, ku zgubie nieczystych, moi drodzy. Ku ich zgubie. – stary wypowiedział te oto słowa pożegnania przez ramię, by następnie wyjść.
Bo bez powiedzenia tych słów nie mógłby wyjść.

Przez krótki, magiczny moment wsłuchiwaliśmy się czy głośne drzwi prowadzące do katakumb
Głośne drzwi?
A może to te wrota?
Nieważne. Jedno i drugie jest niegrzeczne.

zamknęły się,
Czyli już są grzeczne?

a kiedy to nastąpiło nie zwlekaliśmy, i
...agresywnie uprawialiśmy dziki seks.
A nie, to pewnie będzie w następnej części.
Jezu, myślałam, że to było naprawdę tam napisane.
Bo to takie naturalne przedłużenie tego zdania.

usunęliśmy z twarzy zakrywające nasze oblicza maski.
"Dyscyplina", nic dziwnego, że uznają cię za sztywniaka. – rzekłam do Niego z widocznym uśmieszkiem przeczesując swoją grzywkę. Jak zwykle zakryłam nim jedno z luster mojej duszy. To, które grzywka oszczędziła skupiło się na czarnowłosym dwudziesto-ośmio latku.
Ja kogoś zaraz zastrzelę.
Nie, ciesz się, że ta mordercza grzywka oszczędziła jedno... lustro jej duszy.
A poza tym, kto tak pisze „dwudziestoośmiolatku”?
Mam lepsze pytanie! Kto w ogóle pisze... TAMTO zamiast „dwudziestoośmioletnim mężczyźnie”?
No idea. Znaczy – JUŻ wiemy kto.

On również obdarzył mnie spojrzeniem. Mrocznym spojrzeniem czarnych, nieprzeniknionych oczu. Można marzyć o czymś więcej?
Tak, można, na przykład o końcu tego opka.
Czarne, nieprzeniknione lustra duszy, tak?

Sama wiesz jak to jest, trzeba zachować pozory.
-
 Teraz już nie, nie musisz niczego udawać.
I just puked a little in my mouth.

Wymuszony śmiech na twarzy ciemnowłosego nie wyglądał dobrze.
Tak, śmiech na twarzy zdecydowanie nie wygląda dobrze.
Nic tutaj nie wygląda dobrze.
Czemuście takie poważne?

Czyżby coś się dzisiaj zmieniło? O czymś nie wiem, może nie pamiętam.
Mija już trzeci rok od naszego pierwszego spotkania.Poczułam to niczym sztylet delikatnie wsuwany pod moje żebra, z tą różnicą, że nie czułam kojącego dotyku ciepłej krwi spływającej swobodnie po mojej skórze.
Wygląda na to, że wolała, żeby coś innego się w nią wsuwało.
Niekoniecznie pod żebra.
Hm. Czekoladek na rocznicę nie przyniosła, to i teraz jest foch.
Nie mogę, kurwa, nie mogę.

Mogłam się go jednak pozbyć.
Ty naprawdę sądzisz, że odejdę? Zapomnij, na Myrddina! Nie zamierzam odchodzić!
Wiem, że tego nie zrobisz, ale powinnaś. Tu nie chodzi tylko o twój dług. Prędzej czy później zauważą… nas. Razem. W najlepszym przypadku nas rozdzielą, w najgorszym… - urwał, nie wymawiając tego, co przeraźliwie prawdziwe.
{powstrzymuje wymioty}
No nie, nie możemy ciągle pisać o tym, jakie to opowiadanie jest chujowe...
Ale jest!
No wiem, ale to się w końcu przeje.
To opowiadanie się już przejadło.

-
 Nie boję się śmierci. Dopóki mnie nie znalazłeś byłam nikim, byłam martwa. Boję się braku ciebie. – przez chwilę powstała niezręczna cisza. Myśli, moje myśli, szaleją, plączą się, wychodzą spod kontroli.
„Myśli, cudze myśli, są spokojne i opanowane. Moja druga jaźń ziewa przeciągle.”

Spodziewałam się tego, więc czemu czuje taką pustkę? Czemu pojawił się ten gniew? Perspektywa rozłąki z moim najdroższym mnie przerasta.
-
 Indie, róbmy to, co gildia nam każe, wszystko będzie dobrze, ja… - 
Indiana Jones?

Uratuj się póki masz ku temu sposobność. – przerwał mi Indignus głosem zdecydowanym. Wycofałam się, miał rację, gadałam głupoty. Za chwilę kontynuował, a Jego chłodny, bezuczuciowy głos powrócił.
-
 Jeszcze tylko dwie misje. Tylko dwie. Ty będziesz wtedy wolna, a ja… Cóż, postaram się wykorzystać moje kontakty a jeśli nic nie pomoże… będę musiał użyć innych metod.
Nie brzmi mi to jak bezuczuciowy głos. Ale co ja tam wiem.

 – rzekł, biorąc do ręki fiolkę z fioletową cieczą.
Zielolka byłaby z zieloną, żółtolka z żółtą, a różolka z różową.

Ufałam w Jego siłę, Indignus to potężny alchemik, ale ma On stawić czoło całej organizacji? Będzie chciał walczyć z gildią. Narażać się dla mnie. Czy jestem w ogóle tego warta!?
To zależy, czy używasz L’oreal.

To wszystko moja wina, on był jej ważnym członkiem, lojalnym, poważanym, ale musiałam zjawić się ja, zrujnować jego życie. Żałuję, że Go wyniszczam, choć bez niego sama byłabym ruiną. Ja, kotwica, która ciągnie swego ukochanego na samo dno.
Niech Apropos się zdecyduje, czy pisze „Go” z dużej, czy „go” z małej. Ładnie proszę?
To nie kotwica, tylko zbędny balast. Kotwica jest przydatna.

Jak nadejdzie czas pomogę ci.- rzekłam.
Najbardziej mi pomożesz nie wchodząc mi w drogę. – zasyczał nieprzyjemnie
WONSZ, ciąg dalszy.
Czyli teraz to już bardzo długi wąż.
That’s what she said.

 - Dam sobie radę. Mogę powiedzieć ci o twoim zadaniu? 
„NIE! Znaczy – oczywiście, Mistrzu.”

– na pytanie odpowiedziałam niemym skinieniem głowy. Alchemik przeszedł do swojego rzeczowego tonu, widać, że ta rozmowa Go zdołowała.
Nie ma to jak archaiczny język...

Czym bardziej smutny tym bardziej zdystansowany, chłodny i niedostępny się stawał.
Mały smuteczek, mały chłodek. Duży smuteczek, duży chłodek.
Dziwny. Przecież im się jest smutniejszym, tym chętniej się idzie do ludzi i opowiada kawały.

Ronwald Oakenbow, generał Świętego Cesarstwa, zdrajca i skorumpowany polityk. Rada ustaliła, że jest on nieczystym toteż musimy go zdemaskować, pokazać światu, kim naprawdę jest oraz pozbyć się go. Wyprzedzam twoje pytanie – wróg naszego wroga nie będzie naszym przyjacielem, nawet, jeśli Ronwald zdradził cesarstwo, to jest nieczysty.
Naprawdę? A było już tak dobrze.
Nie, nie było.

Wiesz, co robimy z nieczystymi.
Trzeba go umyć.
TAK! Nareszcie na koniec opowiadania ogarnąłem, o co tu chodzi! To jest gildia anonimowych łaźników, która zaprzysiągła czyścić brudnych ludzi.
I po to noszą maski, żeby im gorąca woda nie chlapała na twarz! To ma sens! (W końcu.)

- Jesteśmy oskarżycielami, sędziami oraz katami. Jesteśmy tymi, którzy niszczą niegodnych zaufania ich własną bronią.
Chodzi na pewno o bakterie i inne zarazki.

Rozumiem. – zacytowałam część kredo szelm, dając mu do zrozumienia, że dokładnie znam zasady. Zaufanie, szczerość, szlachetność, szelmy są tych cnót pozbawieni, działamy ku odrodzeniu tych zalet w innych poprzez podstęp.
To w sumie szlachetne. Są skurwysynami, żeby inni nimi nie byli.
Vomito, czy jak ktoś jest dla ciebie chujem, to jesteś dla niego miła?
Nie.
No właśnie. No właśnie.

Nasz bóg, Pan Mgieł nas tego nauczył, obdarzył nas prawem, by rozsiewać sprawiedliwość i dobro, niezauważenie.
Mgła też jest oczyszczająca. Patrzcie, jak to wszystko się układa w tę spójną całość, o której była wcześniej mowa.

Niczym niewidoczne ręce przeznaczenia wyrównujemy rachunki, karzemy tych, którzy próbują od kary uciec.
Czy ludzie co do zasady nie uciekają przed karą? Plus „nie ma czegoś takiego jak niewinność, są tylko poziomy winy” - czyli wolna amerykanka dla sądu najsprawiedliwszego.

Naszym wrogiem są nieczyści, czyli ci, którzy na karę zasługują. Ci, którzy w oczach naszego najsprawiedliwszego osądu
Oczywiście, że to „nasz” osąd jest najsprawiedliwszy.

są grzeszni i nie zasługują na litość.
To rzeczywiście może być przerażające – mycie, w średniowieczu. Może jeszcze wymagają regularnych kąpieli? Zgroza.

Pieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. 
Łaźnicy I kucharze? Nic, tylko wynająć na kilkudniowe przyjęcie.
Od początku mówiłem, że to opowiadanie ma świetlaną przyszłość.
Tak, bo na początku gorzej już być nie mogło.

Cesarstwo traci generała, a na świecie jest o jednego nieczystego mniej. Jakieś pytania?Nie, mistrzu. – teraz pojawiła się dyscyplina, a przed chwilą się z niej śmiałam. Zdawało mi się, że nie wrócę już do czasów, kiedy byłam tylko akolitą, posłuszną uczennicą.
Może to tak naprawdę jest nieopublikowany tom „50 twarzy Greya”.
No, beznadziejnie napisane BDSM. Pasuje idealnie.
Ale światło jest zielone, więc może to „50 lśnień Greena”?

Miłość miłością, nadal jest moim przełożonym. Mój smutek tylko wzmacnia mój gniew, moją zawziętość. Chwila spojrzenia. Jego czarne oczy lustrowały mą twarz.
Iii, z powrotem do... {rzyg}
~~nuci~~ Jego piękne czarne oczy...
Chwila spojrzenia. Moment zerknięcia. Sekunda wzroku.
To brzmi jak relacja z metanolowej popijawy.

- Mamy dowody, ale muszą się one pojawić w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. To będzie twoje zadanie, będziesz dostarczała dowody na zdradę Ronwalda pod nos innych cesarskich dowódców wojskowych, dokładniej trzech, którym jest on nie na rękę. Całą robotę zrobią za nas... Na tym zwoju masz zapisane szczegóły. – przekazał mi dokument oraz torbę z dowodami. Desperacko próbowałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy, przekazać w ten sposób moje uczucia, ale pomiędzy nami zmaterializował się mur, tak szybko i niespodziewanie. Nigdy nie myślałam nad tym, co się stanie, kiedy miną te trzy lata. Nigdy nie myślałam, co się stanie, kiedy przywiążę się do tego gburowatego alchemika-szelmę,
„Do tego szelmę”, powiadasz?
Ponadczasowe „Zastanowię się nad tym jutro”.

który znalazł mnie w rynsztoku, niepotrzebną, beznadziejną, żałosną, martwą.
Skoro znalazł ją martwą, to dlaczego to opko istnieje?
Bo ona jest zombie! Stąd ten swąd.

Trzy lata treningu i trzy lata służby. To już jest koniec.
Nie ma już nic. Jesteśmy wolni. Możemy iść.

Ale czy na pewno?
-
 Zajmę się tym, Mistrzu. – dostosowałam moją beznamiętność do Niego.
Beznamiętność synchronizowana.

Może On chce mnie przygotować do tego, że się od siebie oddalimy? Może już przeczuwa burzę, która nadchodzi? Śnieżną zamieć, która zatrzyma nasze serca w lodowym uścisku.
Winter is coming.
Nadchodzi czas Białego Zimna i Białego Światła, Czas Szaleństwa i Czas Pogardy, Tedd Deireadh.

- Mam taką nadzieję. – odwróciłam się na pięcie, założyłam maskę oraz wychodziłam z gabinetu Indiego.
Czyli nie wyszła w końcu?

Jeszcze tylko w momencie, kiedy otwierałam drzwi, usłyszałam tylko jedno.
-
 Uważaj na siebie. – ten piękny, opiekuńczy szept przeszył mnie niczym zbawienna strzała.
I może ją jeszcze zabił? Byłoby miło.
Jego piękne włosy, jego piękny głos, jego piękne oczy, jego piękna pachwina.

Tym razem jednak nic mnie nie bolało, zalała mnie ciepła, przyjemna krew, stałam się słabsza. Słabość ta przeradzała się w rozkosz, te słowa to pocisk, od którego warto byłoby umrzeć.
Rany borskie, to umrzyj i miejmy to z głowy.
Wcześniej była martwa, teraz chce umrzeć. Czarno widzę.
Kobieta idealna dla partnerów, którym nie chce się starać, dużo jej nie potrzeba.

Także odpowiedziałam, ale po cichu, niewerbalnie i niewidocznie.
Jedna szczęśliwą łzą i jednym błogim uśmiechem.
Tak! Mamy samotną łzę! Tyle na nią czekaliśmy.
Ale nie jest kryształowa, to się nie liczy.
Ale może była zimno-zielona?
W kolorze żywej pistacji na pewno.

10 Opowiadań - Wiedźma, część II
Powróciłam do swojego skromnego apartamentu w centrum miejskiej dżungli Virtutiańskiej stolicy.
Zaraz? Swojego skromnego czego? W czym? Ja jeno prosta chłopka, panie, ja nie rozumię w ten nowopańskiej mowie...
Ona z tych bez sodówki, co nie potrzebują własnego basenu, tylko wystarczy im ten w apartamentowcu?
Centrum – dopełniacz, dopełniacz, dopełniacz, dopełniacz. Kocham takie zdania, są cudowne :D

Śpieszyłam się, gdyż byłam głęboko natchniona, w tym momencie pragnę tylko pisać i nic więcej.
Brzmi jak ja zanim nie usiądę do komputera i nie zobaczę Fallouta.
Zwróćmy uwagę, że nie była płytko natchniona. Wtedy pewnie chciałaby tylko pisać i trochę więcej.
Jak ludzie chcą tylko pisać i pisać, to nie kończy się dobrze... jak widać na tym blogu.

Nareszcie drzwi.
Drzwi dobre. Drzwi kochane. Viperia lubić drzwi.
Ale... jaki to ma sens?
Ta, ty pytaj mnie, a ja ciebie.

Przekroczyłam próg i pierwsze, co uczyniłam to znalezienie świec, dużej ich ilości, zawsze mam jakieś w zapasie.
To tak niegramatyczne zdanie być, że mi zębiny aż zgrzyczą.
[minuta ciszy]
Czytałam ostatnio doniesienia, że częste palenie świec zwiększa ryzyko raka, także jest nadzieja na szybszy koniec opka.

W dobie używania Odłamków do rozpalania lamp, lampek i lampeczek a także innego rodzaju świateł wszelakiej treści,
Światła z treścią.
Tak. Moją. Pokarmową. Jest jej tu już tak dużo, że na oświetlenie hali produkcyjnej by starczyło.
Lampy, lampki, lampeczki.  I pewnie jeszcze lampusie.
W kolorze żywej pistacji.

świece wydają się przy nich przestarzałe i bezużyteczne, ale nie dla mnie.
„Do mnie przemawiają szczególnie swoim kształtem i wielkością.”

Ja, jak z resztą zawsze, muszę być odmienna.
- MUSZĘ.
- Ale... przecież... wybór...
- NIE. MUSZĘ.
Muszę to taka mała muszka.
Jaka jest reszta z „zawsze” i przez co było dzielone?

Muszę uważać, że świece obdarzają pokój unikalną atmosferą, wytwarzały ciepło lekko muskające me dłonie podczas aktu tworzenia, poetyckiego karnawału uczuć.
Możesz jeszcze raz?
No właśnie nie mogęęę.
Ale to jest takie piękne!
Co przecinek, to inne zdanie...

Inspirują jeszcze bardziej. Poza tym, są mi potrzebne ze względów dość pragmatycznych.
Hehehehe.

To nieodłączna część rytuału pisania…
A nie – bo ja wiem – kartka i długopis?
Czemu ona popełnia rytualne pisanie, a nie rytualne samobójstwo?

Ustawiłam świece różnych kształtów i rozmiarów na biurku
Mówiłam? :D
Ale jakie wymagania. Jeden kształt i rozmiar jej nie wystarczają.

obserwując hipnotyzujący taniec płomieni wśród oceanu mroku. Niektóre z nich są niczym sfery energii spokoju i ukojenia, niewzruszone, część z nich nieśpiesznie i pokojowo umierała. Raz na jakichś czas zdarzały się białe punkciki, które oszalały,
Z jakiej dupy mu wyszły te białe punkciki?
Owsiiikiiii~!
Jak dla mnie te białe punkciki to my. Też jesteśmy bliscy szaleństwa.
Na Viperię ze świecuszki iskiereczka mruga, chodź, opowiem ci bajęczkę, bajka ta przydługa.

rozigranie targane chaotycznym wichrem nieznanych doznań.
Ja wiem, że Aproposowi się wydaje, że to brzmi tak poetycko i upajająco, ale nie – dla mnie tylko patetycznie. I mam tu na myśli raczej angielską wersję tego słowa.
To ty spróbuj się, hmm... rozgrzać rozpaloną świecą.

Nieraz przyłapywałam się na delikatnych dmuchaniu, by ujrzeć jak wszystkie te małe, rozżarzone żyjątka burzą się i wyginają w trwodze.
To te owsiki. Trwożne owsiki.
Zarzygam się zaraz jak pijak na morzu.
Dlaczego ta dziewczyna jest sadystką? Znęca się nad żyjątkami...
Ma to po Aproposie. On znęca się nad nami.

Zupełnie jak ludzie, wystarczy jedno małe zakłócenie w ich dennej rzeczywistości, a tracą nad sobą kontrolę.
Czy ona przypadkiem nie straciła nad sobą kontroli na końcu ostatniej części?
Bo ona zrobiła to lepiej.
Bo to było zakłócenie w jej podziemnej rzeczywistości.

Obserwując płomyczki opisywałam moje dzisiejsze uczucia, miejsca, które dziś odwiedziłam. Jak bardzo kocham Indignusa, choć tego nie da się określić zwykłym pismem, nawet tak natchnionym jak moje.
W wieku 12 lat tak się ma, za kilka lat przejdzie. Dziękuję, 100 złotych za diagnozę się należy.
Tylko moje pismo jest TAK natchnione. Nikt inny jeszcze nie dokonał TAKIEGO natchnienia.
Zważmy, że to jej pismo jest natchnione. Jej mózg nie.
Jej mózg nie istnieje.

Tekst ten jest inny, niż większość, które napisałam, gdyż musiałam opisać, co poczułam podczas ostatniej rozmowy z Nim. Przyznaję, nie podołałam.
Ja też nie mogę podołać.
Nawet TAK natchnione pismo nie podołało.

To może ta dłoń odmawiająca posłuszeństwa, a może te łzy rozpuszczające papier.
Czyżby jej łzy były kwaśne?
HF(aq)

Jak mogę być tak niewzruszona a jednocześnie tak szalenie nieszczęśliwa?
No właśnie też się zastanawiam.

Moje ciało nie chciało współpracować,
Co za niedobre ciało! Próbowałaś przyłożyć mu lufę do głowy?
Spróbowała świeczkę do warg.

wszystko było nie tak jak powinno.
Tak, tu się z panem zgodzę.

Jestem jak targany podmuchem płomyczek, w którego uderzył huragan rzeczywistości, lecz oszczędził, na razie nie zmiótł z powierzchni ziemi. Na razie.
No to cześć.
Nie będziemy tęsknić.
Trochę niewydarzony ten huragan, skoro ją oszczędził. Może tylko ktoś kichnął?

Poruszona przez żywotność i czystą energię ognia, który jeszcze bardziej rozpalał moją rządzę twórczą, siedziałam tak godzinami.
Czytam ten fragment piąty raz i wcale nie ma więcej sensu.

To nie pierwszy raz. Rytuał przeciągał się, pisząc bawiłam się woskiem, przelewałam go, patrzyłam jak zastyga.  Zupełnie jak ja, za każdym razem, gdy On wymawia me imię.
Indignus w lochach: „Viperia.” Viperia po drugiej stronie świata spetryfikowana. Cel osiągnięty.

Minuta za minutą, godzina za godziną. Cienie, które świece przywołały na ścianach przyzwyczaiły się do swoich miejsc, od dawna nie zmieniły go i stale drgały niczym mroczni tancerze. Wosk potokami spływał ze świec a potem zastygały niczym lawa na moim biurku.
Kto sprząta biurko Viperii, kiedy ona jest zajęta tym zastyganiem?

Miejscu narodzin mego artyzmu. Artyzmu, który musi dobiec końca i to w sposób dla niego odpowiedni.
Wreszcie się z nią zgadzam. Ten artyzm istotnie musi dobiec końca. Dajesz, mała, dajesz! Zajeb ten artyzm.

Musi pozostać ze mną na zawsze. Fascynuje mnie wieczność, toteż właśnie w nią przeobrażam moją sztukę.
Nie, tylko nie wieczne.
A mieliśmy taką nadzieję, że to się skończy.

Po wypełnieniu kartek papieru atramentowym tekstem przeszłam do uroczystego zakończenia rytuału.
{wyje i chodzi po ścianach z rozpaczy}
Czyli to jednak koniec?

Wzięłam moje dzieło a następnie pokropiłam je paroma kroplami mojej krwi,
I koniecznie musiała je najpierw wziąć, bo inaczej nic z tego.
No przecież najpierw musisz je podnieść i wychować.
Ja go zaraz wezmę i mu łeb urwę.

by zawrzeć tam swoje jestestwo. Następnie zbliżyłam karty do największej świecy chwalącej się najokazalszym płomieniem i patrzyłam jak błękitno-pomarańczowe płomienie pochłonęły tekst, łapczywie pożerając każdą zawartą myśl.
Łapczywie pożerając... zaraz. Co?
Przynajmniej są błękitno-pomarańczowe. Wreszcie jakaś zmiana koloru.
Niech on się już odjebie od kolorów.
No właśnie.

Rozpadające się na kawałki myśli wypełniały pomieszczenie niemym krzykiem. Ale to dla ich dobra, ja robię im wielką przysługę, gdyż daje im słodką wieczność.
Ćśś... Wszystko będzie dobrze... [przykłada poduszkę]
Kurwa, czytam i nie mogę w to uwierzyć.
Okej, papier zniszczony, ale sąsiedzi dostali wyjca.

Świstek przemieniał się w szare, rozżarzone liście, dla których nastała jesień.
Co...?
Hęę?
Co tu się, kurwa, dzieje?
…i tak powstał Chocapic™.

Nie pozwoliłam spalić się mojemu dziełu całkowicie, o nie, ja pozbyłam się tej jego części, gdzie znajdował się tekst. Pozwoliłam by wydobyło się jak najwięcej tej woni, która była esencją rytuału pisarskiego. To było ostateczną i najpiękniejszą częścią, odkrycie wieczności, w jaką przeistoczyłam moje myśli. Był to cudowny zapach spalonego papieru, gryzący i duszący z zewnątrz, jednak prawdziwie wrażliwa osoba poczuje każde słowo ulatujące w powietrzu, każdy wyraz uwolniony z oków pergaminu
Czemu masz tłusty pergamin? I jak przekonałaś atrament, żeby w niego wniknął?
To mi brzmi jak sadysta, który spala swoją ofiarę, a potem rozciera sobie olejki z jej ciała na cycach i ma z tego podnietę.
Jestem pewna, że dobre psychotropy załatwią sprawę.

i uwieczniony w atmosferze.
Jestem prawie pewna, że koncept atmosfery nie funkcjonował w tamtych czasach.

Delektowałam się każdym wdechem, każda sekundą tej unikalnej rozkoszy.
Dlaczego ja tu cały czas mam rację?

Choćbym czyniła ten sam rytuał tysiące razy, miliony razy, choćby i po koniec czasów to i tak każda woń jest nowym, nieznanym światem do zbadania, nową kompozycją odczuć, o które rozpaczliwie woła całe moje ciało. Chciałabym kiedyś obrócić się w wieczność w ten sam sposób, podzielić się z innymi moją wonią.
No to się, kurwa, podpal i skróć nasze męczarnie!
W końcu to wiedźma. Na stos z nią!
Tylko niech ona się spali całkowicie. Niech już nic nie zostaje. Ja się nie zgadzam.

Kiedyś na pewno, ale nie dziś. Każda przyjemność ma swój koniec, każdy cykl dobiega końca
Definicja cyklu jest taka, że nie dobiega jebanego końca! {hiperwentylacja}
Zupełnie jak to opowiadanie. Co skończymy z jedną częścią, to on wstawia następną...

zupełnie jak ten ceremoniał. Rozpoczął się aktem tworzenia a zakończył destrukcją, wszystko jest tak, jak być powinno. 
Nie, nie jest.
On w ogóle nie powinien się był zaczynać.
Jakby tak jeszcze Apropos wziął przykład...

* * *
- 
C-co ty mi robisz!?
- 
Spokojnie, nie będziesz cierpiał, ani pamiętał czegokolwiek po wszystkim. 
- 
Je-je-jestem ofi-fi-cerem Wielkiego Świę…
Patrzcie, jak się szybko przestał jąkać.
Brzmi, jakby ktoś go re-re-remiksował.

- 
Mógłbyś się nareszcie zamknąć!? Próbuję tu czarować. - twardo i cynicznie odrzekłam do pojmanego oficera niższego szczebla, którego miałam zamiar wykorzystać do dostarczenia dowodów na Ronwalda Oakenbowa. To już ostatnia dostawa, zadanie prawie wykonane. Związany i po części rozebrany nieszczęśnik żałośnie jęczał:
- 
Prze-przestań!
Czemu po części rozebrany? Której części? I co ona mu robi?
Senpai, yamete kudasai! Ookisugiru desu!
W końcu jest futą.

Młodzieniec nie zamykał się, no cóż, przynajmniej rozładowywał stres. Kłamałam, będzie cierpieć, a podobno w stresie cierpi się bardziej.
The fuck? Niby jak?
Zależy, czy w psychogennym, czy w somatycznym. Na pewno chcesz poruszać ten temat?
A właśnie jak się klnie, to boli mniej. Widziałam kiedyś w Pogromcach Mitów.

Mądry chłopiec? Może. Ale na pewno pechowy.
A czy na pewno chłopiec?

Trafił na mnie, biedaczek.
Ta postać jest tak mary-suistycznie beznadziejna, że mi się rzygać chce.
Jak to?
No bo ona jest taka zajebista i taka wspaniała, wszyscy inni to motłoch i gówno, ale jednocześnie nie umie panować nad uczuciami, rżnie swojego nauczyciela i podnieca się rytuałem spalenia kawałka papieru. Książkowe objawy gimnazjalizmu.

Przygotowałam się do wykonania czaru. Ten jest całkiem złożony i nawet trudny do wykonania, ale da mi pełną władzę nad ciałem jak i umysłem oficera.
Ja już wiem, jak bym to wykorzystała...

Dostarczy on dowody za mnie, i pozostanę całkowicie incognito. Otworzyłam prawą dłoń, światło dzienne ujrzały całe szeregi przecinających się blizn ukrytych u wewnętrznej części dłoni.
Potrzebuję kaftanu bezpieczeństwa, zanim sama zrobię sobie krzywdę.
Spójrzmy prawdzie w oczy – wystarczyłby ci wibrator.
...Point.
Nie chcę tu być >.<

Znowu wykonałam cięcie, następnie to samo zrobiłam z lewą, nie ustępowała ona tej pierwszej w ilości blizn. Potem ból, który przypomina nam, że żyjemy.
Hej, hej, nananana, hej, hej, heej...
Czyli ból pojawił się po cięciu? Naprawdę?
A ja myślałam, że przypomina nam, że jesteśmy trupami.

Krew wypływająca z ran uniosła się w powietrzu, delikatne zawirowała i zaiskrzyła głębokim szkarłatem. Przerażony mężczyzna przestał gadać i z trwogą w oczach obserwował wiedźmę w akcji. Może zwrócił uwagę na moje oczy?
Myślę, że nie. Żaden facet nie patrzy się babie w oczy, jeśli nie musi.
{zamyka powieki} Jaki mam kolor oczu?!
Brązowy. Wiesz, co mówią, jak mężczyzna potrafi przywołać twój kolor oczu?

Zdaje sobie sprawę jak mogą wyglądać. Białe źrenice ozdobione krwistoczerwonymi tęczówkami tworzącymi wyraźny kontrast z moim strojem.
ŹRENICA TO JEST, KURWA, DZIURA! WIDZIAŁEŚ KIEDYŚ BIAŁĄ DZIURĘ?
Jest ślepa i wypluwa gałkę oczną!

Czasami marzę o tym, by moja krew była zielona.
{rechot}
Dobre! O kurwa XDD
Zielono mii~!

Wszystko wygląda ładniej pod postacią zieleni… Lewitująca krew tworzyła w powietrzu runy, które z kolei tworzyły wolno wirujące koło przede mną. Jedną ręką wykonywałam delikatne ruchy wprowadzające runiczny okrąg w ruch, by następnie przybliżyć go do mojej ofiary. Ta część wymagała większego skupienia, oraz walki, walki o dominację nad jego ciałem.
BDSM! ...znowu.

Zobaczymy jak silny się okaże. Uprzednie rozpięty ~~rozporek~~ mundur wojskowy odsłaniający dobrze urzeźbioną klatkę piersiową nie stał mi na przeszkodzie bym zjednoczyła się z nim.
Czy ona go gwałci?
A on tak bardzo cierpi.
                                              
Moja unosząca się krew zbliżyła się dość blisko, by poszczególne runy mogły wbijać się w jego skórę i powoli zostawać przyjmowane przez jego ciało, zostawiając za sobą bardzo małe i trudne do zauważenia rany. To trochę jakby jego ciało było ziemią, która nasiąka płynem. Krzyczał, i to bardzo. W gruncie rzeczy mogłam go ostrzec. Run było dwanaście, stwierdziłam, że tyle powinno wystarczyć. Czym silniejsza ofiara, tym więcej znaków musi przyjąć by móc poddać się mojej woli. Poza tym, czym więcej runów,
To runy to w końcu męskie czy żeńskie?
Te runy (runowie?) to też pewnie futy.
Jak mówiłam, wszystko jest zielone i wszystko jest futą.

tym dłużej młokos pozostanie w stanie kontroli. Po trzech jego krzyki zdawały się bardziej przytłumione, duszone przez więź, jaką go obdarowywałam. Powinien czuć się zaszczyconym, ach ci niewdzięcznicy.
Jebane wiedźmie burżujstwo. „Dostałeś ode mnie po ryju, czuj się zaszczycony.” ==’
Hej, wchodzi w niego i jest nawet knife play. Wiesz, ile pieniędzy kosztuje taki zestaw?

Piąta runa spowodowała cieknięcie jego własnego życiodajnego płynu z nosa i ust.
Wody? .__.
Pewnie zielonej.
I pewnie jest futą.

Ocierałam {się o nie}go uprzejmie, przecież nie chcę by się pobrudził. Plamy krwi zawsze budzą podejrzliwość.
A to jednak krew była? Nigdy bym na to nie wpadła.

Gwałtownie zadrżał, siódma runa wywołała krótkie konwulsje, nie jest to nic nadzwyczajnego, jedynie przystanek na drodze do jedności.
„Następny przystanek: Żeromskiego-Mickiewicza.”

Ósma runa go uspokoiła i pozbyła się resztek nawet najcichszych krzyków, a po dziewiątej zamarł, wykrztusił haust krwi, podniósł głowę ze spokojem, niewzruszonym wyrazem wyczerpanej twarzy. Miał widoczne wory pod oczami i był blady.
Istotnie. Nikt nie zauważy, że coś jest nie tak.

Jego źrenice zostały otoczone drobną, czerwoną obwódką. Podbiłam zarówno ciało jak i umysł, które postanowiły poddać się. Niestety przeceniłam go. Wielka szkoda, trzy krwawe runy musiały opaść na ziemię i zmarnować się. Znowu poczułam znane mi osłabienie, gdyż pozbyłam się znacznej części własnej krwi, ale bywało gorzej. O wiele, wiele gorzej, w końcu krew to moja broń. Oddychałam płytko krótkimi i nawet trochę panicznymi oddechami.
Oddychała oddechami! No niesamowite.

Bardzo typowa reakcja na braki w zasobach krwi.
Ona ma dwa nacięcia na wewnętrznej stronie dłoni i co? Wylały jej się 3 litry tamtędy?
Wylewitowały!

Odwiązałam go a następnie pozwoliłam mu położyć się na ziemi i odpocząć. Wiernie zasnął bez protestów.
Wiernie zasnął. No a ja się, kurwa, spodziewałam, że będzie tańczył macarenę!

Obok położyłam dokument, który ma dostarczyć. 
- Za godzinę obudzisz się i w przeciągu dwudziestu czterech godzin dostarczysz ten oto dokument sir Friduricowi Shultzowi. Powiesz, że to dar od anonimowego zwolennika Świętego Cesarstwa, który pragnie zdemaskować zdrajcę. Będziesz się zachowywał naturalnie, podążał za własną dzienną rutyną. Po wykonaniu zadania powrócisz do domu i pójdziesz spać.
Po przebudzeniu będziesz wolny. Sai voha russe un iasrva umimirva akarvaasia i rvi rium.
{wali na oślep w klawiaturę} Haer bianci allk fawk akopr. Patrzcie, też umiem po ichniemu!
Widzę kolejne potwierdzenie teorii o kocie :D

On nie ma wyboru, ja teraz rządzę. Śpiesznym krokiem opuściłam magazyn. Znajdował się w bardzo nieciekawej, wyludniałej i niebezpiecznej części metropolii, jaką jest stolica Świętego Cesarstwa.
Ja pierdolę, metropolia w średniowieczu.

Wśród zrujnowanych i opuszczonych budynków, niechlujnych slumsów, obskurnych burdeli i tawern nie czuję się źle. W takim środowisku się wychowałam.
Kompletnie nie widać, bo zachowujesz się jak jebany burżuj.

Nie śpiesznie mi jednak wracać. Życie tu to jak prób przetrwania w dżungli,,
Co to jest „prób”?
Jedna próba.
Nie, nie – jeden prób.
Aach, czyli kolejna futa.

a jest ono czymś więcej niż tylko przetrwaniem i cielesnymi rozkoszami. Tylko alkohol i tani seks, to odrażające.
Z kolei tani alkohol i tylko seks...

Szłam okryta płaszczem, z kapturem zasłaniającym mą twarz.
Dzięki Bogu.

Czułam dalej osłabienie związane ze stratą krwi, Zwróciłam swój krok ku ciemnej alejce by skrócić trasę.
Debilizm nie popłaca.

Zagłębiając się w wąską dróżkę między budynkami, nawet nie zauważyłam ubranych w ciemne łachmany dżentelmenów. Cofam t. Daleko im od bycia dżentelmenami. Przejdę obok nich, jak gdyby nigdy nic,
Tak, to na pewno się uda.
Kiedy ja ich nie widzę, to oni mnie też nie – dlatego włożę głowę pod kanapę.

choć byli to przybysze spod ciemnej gwiazdy. Czemu byłam taka głupia by tu włazić.
Zadaję sobie to samo pytanie.

Jeśli im życie miłe nie powinni się do mnie nawet odzywać. Niestety nie posłuchali się moich niezwerbalizowanych gróźb.
Dar telepatii nie był im dany.

Jeden z nich zaświstał.
Jak przekłuty balonik.

Po chwili usłyszałam:
- 
A co paniena w taki miejscu robi? No pokazaj no to swojo buźke.- był na tyle blisko, by długą, masywną łapą zerwać ze mnie kaptur.
Squee! To nie facet, to gadający niedźwiedź!
Niedźwiedziołak!

Udało mu się, byłam zbyt wolna.
- 
Przecie to dziwka, na oko piersze widno. – krzyknął drugi
Tak krzyknął, że aż powiedział. Z kropką na końcu.

gdy starałam się wykonać unik, ale dało o sobie znać osłabione ciało. Potknęłam się i upadłam na jedno kolano., wystarczyła mi chwila, żeby się otrząsnąć i chwycić za ukryty pod fałdami płaszcza nóż. 
- 
Dawaj jo tu, Imrich. Piniedzy nie mam, ale zabawić se można.
Jeśli jest ich tylko dwóch, to czemu ten pierwszy mówi nagle innym kolorem?
Może to od nastroju zależy?

 – w tym momencie zdążyli mnie otoczyć,
Wszyscy dwaj?
Właśnie zaczyna to wyglądać, jakby było ich trzech. Ale trudno powiedzieć, nie zostało to sprecyzowane tak bardzo jak reszta opowiadania.

a ich zamiary były już wiadome jednakże nie oszczędzili wulgarnych słów i szyderczego śmiechu, myślą, że są silniejsi.
Ach takie zdania, są niezwykle wkurwiające bo najwyraźniej nie umie pisać no niech to cholera weźmie.

Mężczyźni…
Najpierw odskoczyłam w bok unikając złapania, wykonałam szybkie nacięcie na przedramieniu, swoim rzecz jasna,
No nie tak do końca „rzecz jasna”, większość ludzi stara się ciąć tych, przed którymi się broni!
Shiro! Jeśli ona chce sobie poderżnąć żyły, to czemu jej zabraniasz?

by po chwili z dziką zajadliwością rzucić się na najbliższego menela i wbić piękny puginał w jego szyję. Posoka trysnęła radośnie
Posoka, czyli ta ciemnozielona lub wręcz czarna, gęsta i lepka maź ze zgniłej krwi, martwych tkanek, komórek nacieku limfocytarnego i bakterii, która wydobywa się z ciała przy ostrej gangrenie, tak? Bo chyba się nie zrozumieliśmy...

i charakterystycznie dla poderżniętego gardła, brudząc mnie obficie.
{FACEPALM} Auu! Buhuhuu ;_____;
Facial!

Jegomość opadł na plecy, desperacko próbując złapać powietrze, ale krwawił zbyt szybko.
Borze Wszechlistny, moje 4,5 z patofizjologii boleje nad tym opowiadaniem. Co ma krwawienie do łapania powietrza, dziecko drogie? No wyjaśnij mi – co?
Może niech on ci lepiej nie wyjaśnia, bo tylko bardziej się zdenerwujesz... //przygotowuje Shiro meliskę//

Jedynie bulgotał desperacko wyciągając przed siebie ręce, a jego ciemnoczerwony płyn mieszała się z błotem i syfem.
Nie mieszaj Pani Ciemnoczerwony Płyn z błotem! Pani Ciemnoczerwony Płyn zasługuje na szacunek jak każda kobieta!
Nie wspominając o tym, że krew tętnicza jest jasnoczerwona. Czego was uczą w tych szkołach?
Najwyraźniej nie użytkowania Wikipedii...

Nie przeżyje nawet minuty. Jednemu z nich udało się mnie złapać, a drugi był na tyle prędki by wsunąć ręce pod mój płaszcz i dotykać moje wierzgające ciało.
Czyli co? Ona zabiła jednego, a reszta zamiast spierdalać, to sobie ją jeszcze chce pomacać, zanim ich zajebie? Ja nie wiem...
Jednego mniej, nie będzie kłótni o to, kto gdzie.

Tego już za wiele! Właśnie w gotowości na to pocięłam się wcześniej, uwalniając swoją ulubioną broń, wyskoczyła ona z mojej rany, w powietrzu tworząc rozpędzone ostrze i cięła ukośne obskurną twarz gwałciciela.
Czemu nazywasz go gwałcicielem, kiedy do żadnych gwałtów nie doszło?

Ostatni puścił mnie z trwogą w oczach. Już teraz wiedział, że może skończyć źle.
Super, że zorientował się dopiero teraz, a nie kiedy zabiła pierwszego.

Wnet przeobraziłam krwawe ostrze w bat. Machnęłam nim w powietrzu, rozładowując część złości, jaką mną targała.
Nauczyła się tej sztuczki od Indiego, najwyraźniej.

W eterze niósł się złowrogi syk przecinanego powietrza, zapłacą mi za to.
Dużo tu tego powietrza.

Za plecami słyszałam żałosny jęk mężczyzny z przeciętą twarzą i w impulsywnej furii smagnęłam całe jego ciało rozcinając łachmany i jego skórę.
Poprzecinane powietrze, twarz, ciuchy i skóra. Nie ma to jak combo.
Ciekawe, czy moczowa.

Krzyk bólu był dla mnie ukojeniem. Bat to cudowne narzędzie, szczególnie, jeśli mam zamiar zadać komuś ból i urzeczywistnić mój gniew.
Tak, ból, powtarzasz się.
Najwyraźniej klawiatura to też cudowne narzędzie w tej kwestii, bo to opowiadanie mnie tak boli, że aż mi się płakać chce.

Przyszpilony do ściany jegomość zauważywszy sposobność zaczął uciekać.
Czy ktoś potrafi mi wyjaśnić, JAK zaczął uciekać, skoro był przyszpilony do ściany?
Może spierdalał razem ze ścianą?

- 
Nie tak szybko. – rzuciłam władczo używając bata jak lassa, chwyciłam nim go za gardło i gwałtownie przyciągnęłam do siebie. Choć następna strata krwi tylko pogorszyła mój stan,
Poprzednia strata działała jeszcze leczniczo.

to ogarnęła mnie szalony amok,
Amok westchnęła ciężko i przysiadła bardziej na bohaterce.
Ach, te emocje, ten amok. Niech się cieszy, że ja nie wpadłam w ten amok.

przemożna irytacja. Nikt mi nie zabroni jej rozładować.
- 
Chcieliście się zabawić moim kosztem, teraz ja zabawię się waszym… 
Chcieli ją zgwałcić, to teraz ona zgwałci ich? No tak, jak to futa.
Co? Koniec? Nic tam więcej nie ma?
No nie ma, a co? Spodziewałaś się opisu gwałtu futy na „dżentelmenach”?
No tak!

Cóż za rozczarowanie.

0 ...:

:a   :b   :c   :d   :e   :f   :g   :h   :i   :j   :k   :l   :m   :n   :o   :p   :q   :r   :s   :t

Prześlij komentarz