(Więcej informacji w "Kreaturach Analizujących" (link po lewej).)
Kłótnia z rodzinką? Dzień Sprzątania Domu? Wypad do kościoła w piętnastostopniowym mrozie? Czy może inne niezbyt przyjemne wydarzenia, które sprawiły, że wasz dzień stał się kiepski, nędzny i nijaki? Bez obaw! Niezawodny Zespół Krytyki przybywa z odsieczą i kolejną zachwycającą analizą ^___^
W skrócie: chłopka ze szlacheckiej kazirodczej rodziny, kultywującej tradycje jaskiniowców, w wieku sześciu lat wciąga w siebie siedemdziesięcioprocentową wilczycę i więcej już nie pamięta. Z różnymi różdżkami i "ekhm, różdżkami" dzieją się dziwne rzeczy, dziecko zaś okazuje się niezniszczalne. Kilka lat później pamięta mgliście jakąś dziwną imprezę i wilka, który w nią wszedł. W swoim pokoju w hebanowym pokoju prowadzi dziwaczne hebanowe laboratorium, dzięki któremu produkuje białe mamuty, papugę posługującą się językiem literackim i hebanowego orła, umiejącego czytać i pisać. To i jeszcze więcej w dzisiejszej analizie - zapraszamy!
Info ogólne:
Adres: bliżej nieznany, opko przysłane do Shiro Okami drogą mailową przez pewną przyjaciółkę (która życzyła sobie pozostać anonimem, nie mylić z Anonimem Anomalią)
Autorka: jak wyżej, dowiedziałam się bowiem tylko, że "to opko, które znalazłam wieki temu w Internecie i tak mnie rozbawiło, że kiedy zaczęłaś analizować, musiałam ci to dać xD"
Źródło: Poczta elektroniczna Shiro.
Analizują: Shiro Okami, Ithildin, Anonim Anomalia i Pirania Żmijowata
Prolog
Mała, może sześcioletnia dziewczynka siedziała po turecku w swoim pokoju, bawiąc się różdżką taty.*niemamskojarzeń*
Pozbawiła ojca jego nieodzownego atrybutu.
Jej ojciec, Francuz, czarodziej i szlachcic, poślubił Polkę, czarownicę o tym samym rodowodzie. Ona sama urodziła się we Francji, była szlachcianką i czarodziejką, co miało się później okazać.
Bo przecież córka szlachcica i szlachcianki mogła być chłopką.
Kiedy zobaczyli ją po raz pierwszy pomyśleli, że musi być charłakiem.
Podmienili ją w szpitalu. Potem wyniknie z tego światowa intryga, a przywódcy wszystkich państw Europy będą mieli w tej zamianie swój własny osobisty interes, bo każdy był jej ojcem xD
Czekaj. A rodowód to nie jest "wywodzenie się z rodu"? Byli rodzeństwem?
"Z kazirodczych związków mogą rodzić się dzieci niepełnosprawne fizycznie lub psychicznie"...Różdżka taty, zapomniana przez właściciela, ze starości straciła już prawie cały rdzeń z włosa jednorożca.
Wyliniała z rozpaczy.
"- Ma droga córeczko, czy mę różdżkę gdzieś widziałaś? Zda mi się, że zapomniałem, gdzie ją położyłem.
- Ła nie wiem, tatuśku, jakiś badyl się śwendał, no to go wzięłam i wyrzuciłam...!"
Dziewczynka nie znała jeszcze zaklęć, więc wymyślała własne.
Podczas jednego z eksperymentów z nieba spadł słoń... i ją rozmaślił po asfalcie >DDD
Wyczarowała sobie, ekhem, "różdżkę" i się bardzo zdziwiła.
Naprzeciw niej siedział biały pies rasy husky
Pies rasy husky alaskan malamut, cztery miesiące, albinos, rodowód pięć pokoleń wstecz, sześćdziesiąt centymetrów w kłębie, oczy błękitnawe z domieszką szarości -.-'
i z zainteresowaniem przyglądał się poczynaniom pani. Tak było już od dawna.
Od jej narodzin.
Całe dnie spędzał gapiąc się na każdy jej ruch. Nie spał, nie jadł, nie dawał jej pójść samej do łazienki...
Nagle różdżka zadygotała i z jej końca wystrzelił biały obłok bliżej nieokreślonego kształtu.
{niemamskojarzeń!}
Nagle różdżka zadygotała z zimna i zobaczyła swój oddech o bliżej nieokreślonym kształcie.
Dopiero po chwili dało się dojrzeć wydłużony pysk, czarne ślepia i biały futrzany kołnierz na szyi. Pies szczekał, ale dziewczynka czuła dziwny spokój.
Przy jej zaawansowanym ADHD spokój był naprawdę dziwny.
Bo zazwyczaj, jak pies jej szczekał przy twarzy, ona warczała: "Zamknij się, głupi kundlu".
Pies szczekał, a ona warczała xD Bo mieli swój tajny język, którego nikt nie znał...
Jakby wiedziała, że wielka biała wilczyca nic jej nie zrobi. Podświadomie wyciągnęła rękę i dotknęła nosa zwierzęcia. Wtedy widmo wskoczyło w nią, a ona zamieniła się w podobnego wilka, lecz mniejszego.
Też z pary wodnej?
Ta wataha rodzi we mnie zwierzęce instynkty...Potem powróciła do swej pierwotnej postaci i zapomniała, co przed chwilą robiła.
Zanik pamięci krótkotrwałej. Potem okazało się, że "wilczyca" zawierała 70% alkoholu.
Kilka dni później zdarzył się straszny wypadek.
Strrrrraszny wypadek!
*robi minę ala "Krzyk"*
Śnieżka, biały pies dziewczynki, podczas zabawy z panią w ogrodzie, uciekł na ulicę.
Białego psa nazwano Śnieżką. Pewnie dla niepoznaki.
Dziecko pobiegło za nim. Kiedy znalazło się na środku jednokierunkowej ulicy, {ciekawi mnie, co to ma do rzeczy} nadjechał samochód - czerwone ferrari pędzące 200 km/h.
Ferrari 250 GTO rocznik 1962, kolor z lekka sinoszkarłatny, za 18 000 dolarów, 304 KM, prędkość 213,45 km/h -.-''
Po czym rozprysło się w drzazgi, gdy opona natrafiła na kamyk o średnicy 5 mm.
Kierowca nie zauważył dziewczynki, która usłyszała krzyki rodziców i zatrzymała się.
Bo dziewczynka była mikroskopijna.
Gdyby nie usłyszała krzyków, na pewno by ją zauważył.
Samochód najechał na nią. Gdyby nie jej magiczne moce, siła uderzenia rozszarpałaby ją. Jednak dziecko odfrunęło parę metrów i upadło.
Red Bull doda ci skrzyyyydeł!
Te czarodzieje są jak karaluchy, tak się człowiek stara, żeby toto zabić, i co?
Dziewczynka poczuła straszny ból. Jednak ucieszyła się, że żyje.
- Dziecko drogie, urwało ci rękę! I nogę!
- Ale żyję, mamo!
- I mózg ci wypadł! {Mózg? Jaki mózg? o.O}
- A to nic się nie stało, tato! Dam radę bez niego!
- Tato, i tak nieużywany!
I takie są skutki ciężkich wypadków.
Kiedy nadbiegli rodzice, by zabrać ją do domu i pochować,
Rodzice kultywowali tradycje jaskiniowców i swoich zmarłych chowali pod parkietem.
szepnęła, że nic jej nie jest. Jak to? Została potrącona przez samochód i nic jej nie jest?
Bo to kobieta-guma była.
To co ją tak strrrrasznie bolało? Zderzak?
- Dziecko, ty bredzisz - rzekł ojciec, podnosząc ją.
- Wcale nie! - zaprotestowała. - Muszę iść poszukać Śnieżki - dodała i zsunęła się tacie z ramion.
- Śnieżka jest tutaj - powiedziała mama. - Przyszła, jak tylko samochód odjechał.
- Więc nic się nie stało - podsumowała dziewczynka i odeszła z psem na rękach, zostawiając bez wytłumaczenia zdezorientowanych rodziców.
Bogowie. Kierowca, który bez skrupułów ucieka z miejsca wypadku i nie jest za to ścigany, sześcioletnia dziewczynka, która nie ma nawet siniaka po tym, jak została uderzona przez samochód, a na dodatek wstaje, bierze psa na ręce i sobie idzie...
Może ona jest jak kura, która biega jeszcze jakiś czas po odcięciu głowy, jakby nie zauważyła?
Rozdział 1
Odkrycie
Na parapecie siedziała dziesięcio- może jedenastoletnia dziewczyna. Była ładna, lśniące, szatynowe włosy opadały co chwila na delikatną twarz i piękne czarne oczy.Odkrycie
Te piękne czarne oczy!
Pod zadartym nosem widniały pełne usta, a wypielęgnowane ręce przewracały karty grubej księgi, którą nastolatka trzymała na kolanie zgiętej nogi. Druga zwisała bezwładnie kołysząc się i zahaczając co chwila o białego psa, śpiącego w błękitnym legowisku przy hebanowym biurku.
Pies w końcu się wściekł i warknął: "Ty sobie w kulki lecisz? Daj mi spać!"
Też bym tak zrobiła, jakby mnie ktoś co chwilę kopał.
Prawie wszystko w pokoju dziewczyny było białe lub błękitne. Lokatorka uważała te kolory za symbole niewinności.
A kiedy przestanie być niewinna, wystrój pokoju zmieni na burdelowy, a psa przemaluje na czerwono... oO
Starała się zaaranżować swoje królestwo tak, aby jak najlepiej oddawało jej charakter.
W takim razie powinno być puste.
Pod ścianami ciągnęły się gabloty, w których poustawiane były największe skarby.
Kolekcja wibratorów, dildo i sztucznych muszelek...
"O, a ten zdobyłam na Karaibach, wyrwałam go z rąk kapitanowi Sparrowowi..."
Na pewno z rąk?
Za ścianką z szaf, toaletki i stolika, znajdował się pokój,
Pokój-matrioszka.
Żeby do niego wejść, trzeba było wdrapać się na szafę albo przeczołgać pod stolikiem.
w którym urządzone było prowizoryczne łóżko bez materaca, z samych tylko poduszek i koca. Na biurku stała srebrna klatka ze śnieżną sową, która nogą wyrzuciła z klatki poidełko i zaczęła tłuc skrzydłami o pręty.
Poidełko trafione celnym kopem wystrzeliło z klatki jak z procy i trafiło prosto w czaszkę boChaterki. Jego skuteczność - dzięki niechaj będą bogom - była większa niż skuteczność ferrari.
- Andromeda chce pić! Andromeda chce pić! - zawołała błękitna papuga kakadu siedząca na jednym z dwóch kołków w kącie między oknem a gablotami.
Spieszę poinformować, że papugi, które są zdolne nauczyć się ludzkich słów, nie znają ich znaczeń i po prostu rzucają jakimś słówkiem od czasu do czasu.
Na drugim stojaku spał ogromny orzeł bielik, który obudzony przez papugę przeraźliwie zaskrzeczał. Dziewczyna zeskoczyła z gracją z parapetu, podniosła z podłogi miseczkę, po czym wydostała się przez okno, zeszła po rozłożystej wiśni kwitnącej za oknem, skierowała się do strumyka, napełniła poidełko i wróciła.
A nie łatwiej było pójść do łazienki? :/
Nie, bo przy strumyku swoje posłania miały błękitny ptak dodo i biały mamut.
Dzwoneczek wiszący w rogu zadzwonił dwa razy.
Zadzwonili na nią jak na służbę. Szlachta miała raczej ludzi od przychodzenia i mówienia: "Panienko, obiad na stole, trzeba się wbić w suknię, założyć superdrogi naszyjnik, ułożyć włosy, zrobić makijaż... i zejść."
A po co będą ludzi ganiać do jakiejś chłopki podmienionej w szpitalu?
- No, skoroście mnie już ściągnęli, idę na obiad - powiedziała panna, przeciągając się.
"Azaliż wżdy mnie ściągacie, waćpaństwo?" się mówi. Dziołcha w ogóle nie umie się zachować.
Słusznie powiedziane - dziołcha. Nie wymagasz od niej za wiele?
- I żeby mi tu spokój był! - dodała i zeszła po schodach. W kuchni czekała na nią mama oraz ojciec, obydwoje w smutnym nastroju.
- Ewelino, siadaj i jedz - powiedziała rodzicielka.
W każdym dworze szlacheckim obiad jada się w kuchni -.-'
Smutek rodziców wynikał pewnie z tego, że się zorientowali, że im córkę podmieniono. I dlatego w kuchni jedli, by chłopskie geny lepiej się poczuły.
- Co się stało? - zapytała dziewczyna po skończonym obiedzie.
Wychowano ją, że podczas obiadu rozmawiać nie można.
- Cóż... Białka nie żyje - rzekł tata bez zbędnych wstępów.
Wiesz, nie domyśliłabym się -.-'
Pytanie za sto punktów: Jakiego koloru jest Białka? -.-'
Ta oryginalność imion mnie zabija.
- Moja króliczynka?!
Ómarłam.
Erm... Czy toto ma coś wspólnego z takim małym, co wyrasta z ziemi, i przynosi szczęście, gdy jest czterolistne?
Ale białee?
- dziewczyna nie mogła uwierzyć. Rodzice w odpowiedzi smutnie pokiwali głowami. Tego było już za wiele. Mama i tata myśleli, że ich dziecko z płaczem pobiegnie do swojego pokoju, rzuci się na łóżko i zamknie się na dwanaście godzin
Te dwanaście godzin to zdecydowanie najważniejsza informacja. Gdyby wyszła po 11 godzinach i 25 minutach, znaczyłoby to, że nie przejęła się wystarczająco. Po 12 godzinach i 12 minutach - oznaczałoby, że wpadła w depresję i trzeba ją wziąć do psychologa, żeby się nie pocięła.
nikogo nie chcąc widzieć prócz swoich zwierząt i niejakiej Lily Evans, której rodziny pan de Nocher serdecznie nienawidził.
Jakiś podrzędny szlachetka z tego pana de Nocher, skoro rozdaje swoją nienawiść na prawo i lewo jakimś niskim warstwom społecznym.
Podchodził do jej ojca, klepał go serdecznie po ramieniu i mówił: "Ty sobie nawet nie wyobrażasz, jak ja cię nienawidzę".
Jednak stało się dwa razy gorzej.
Znaczy że zamknęła się na 24 godziny?
A czemu nie trzy razy gorzej? Albo pięć? Albo sto?
Nagle na miejscu gdzie przed chwilą była Ewelina pojawiła biała wilczyca i wyła przeraźliwie.
Rodzice musieli mieć niezłe zdziwko.
"Fiona? Fiona?! Zeżarłaś Fionę!"
- Co to znaczy? - zapytał ojciec gniewnie swoją córkę, która wróciła do pierwotnej postaci. - Dlaczego nie powiedziałaś nam, że się uczysz animagii?
- Ja nie wiedziałam... Ja się wcale nie uczyłam...
Bo mi tu tak wyskoczyło! T.T
I musiał podkreślić: "swoją córkę"? Próbował wmówić sobie czy innym?
Sobie. Powtarzał to na każdym kroku w nadziei, że kiedyś sam w to uwierzy.
- Hmmm... - zamyśliła się mama - Pamiętasz, Armandzie, że kiedyś dałeś naszej córce swoją starą różdżkę?
Armand. Armando. Matka pewnie miała na imię Juanita.
- Tak, chyba tak.
- Ja też już sobie przypomniałam! - krzyknęła Ewelina. - Raz, jak się nią bawiłam, to z jej końca wystrzelił wilk i jakoś tak wszedł we mnie. Nie pamiętam za dobrze.
"No poszłam na imprezę do Lilki i tam był taki wilk..." XD
A mamusia uczyła: "Dziecko, nie odstawiaj picia na imprezie, bo ktoś może ci coś dosypać", ale kto by tam słuchał...
- Hm... A umiesz już wyczarować patronusa?
- Umieć, teoretycznie, umiem...
A umieć, praktycznie, to nie wiem, czy umiem... -.-'
A Minister Magii wybrał mnie już na swoją zastępczynię.
{niemamskojarzeń}
- A tak w ogóle... Spróbuj.
- Tu, w kuchni?
- Tak.
Ewelina wstała, odsunęła się do samych drzwi i wyciągnęła rękę po różdżkę... ale tej nie było!
Bogowie, to straszne!
Stirlitz szedł ulicą, kiedy z tyłu rozległy się strzały i tupot podkutych butów.
"To koniec" - pomyślał Stirlitz, wkładając rękę do prawej kieszeni spodni.
Tak, to był koniec. Pistolet nosił w lewej.
- Zostawiłam różdżkę w pokoju. Zaraz... - powiedziała Ewelina i zamknęła oczy, skupiając się na czymś. Chwilę potem przybiegła biała suczka, trzymając w pysku brzozowy cienki patyk.
- Różdżkę, nie gałąź, kretynko!
Wspięła się jak najwyżej na tylne łapki i podała go swojej pani.
- Dzięki, Śnieżko, kochanie. Możesz już iść - powiedziała dziewczyna, a piesek usiadł sztywno, podniósł przednią kończynę do pyska i odbiegł.
Odbiegł na siedząco? Skubaniec...
- Zdaje mi się, czy ty nauczyłaś Śnieżkę salutować? - zapytał rozbawiony tata.
- Po pierwsze, nie zdaje ci się, a po drugie nie tylko Śnieżkę. Jakaś dyscyplina musi być - odpowiedziała Ewelina.
A w przyszłości zostanę Fuhrerem!
Jakie salutowanie? Pies zamierzał sobie łapę odgryźć z rozpaczy!
- Mamo, odsuń się. Nie wiem czy mi się uda, a jak nie, to nie chcę w ciebie trafić.
Bo przecież nieudane patronusy to śmiercionośna broń -.-'
Expecto patronum!
Z końca różdżki wystrzeliło widmo białej wilczycy, okrążyło kuchnię, wróciło do swojej pani i znikło.
- Brawo! - krzyknął tata. - Już wiem, co ci jest. Otrzymałaś dar Recto Quora. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale możemy zapytać specjalistę.
Wiem, że nic nie wiem...
~~@~~
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, przyjechała sympatyczna pani. Poprosiła Ewelinę na rozmowę.
- Powiedz mi, co się stało?
Ja tam bym jej nie ufała. Bezimienna, udaje sympatyczną, dopytuje się... pewnie jest z psychiatryka!
Taa, lekarzem. Najwyższa pora.
Pewnie zaraz poczęstuje ją cukierkiem...
Pewnie zaraz poczęstuje ją cukierkiem...
- Kiedy byłam mała, tato dał mi swoją starą różdżkę. Bawiłam się nią, gdy nie znałam jeszcze zaklęć.
Nie chcę wiedzieć, co z długim drewnianym patykiem robi małe dziecko, które jeszcze nie zna zaklęć. Ale tatuś to chyba nie dostanie tytułu Tatusia Roku.
I raz coś powiedziałam i z końca różdżki wystrzelił taki biały wilk, a potem we mnie wszedł.
{NIEMAMSKOJARZEŃ!}
*w jej słuchawkach Kurt Cobain śpiewa "Rape me, rape me!"* To mnie przerasta oO
I kilka dni później samochód mnie potrącił, ale nic mi się nie stało. I dzisiaj, kiedy rodzice powiedzieli mi, że mój ukochany króliczek zdechł - tu usta jej się zatrzęsły - zamieniłam się w białą wilczycę i zawyłam. Potem znów stałam się człowiekiem.
Tata próbował dociec i poprosił mnie, żebym wyczarowała patronusa. Wyczarowałam, a patronusem była biała wilczyca.
Przedstawiamy państwu krótki poradnik, jak z jedenastolatki zrobić Mary Sue.
Brakuje jedynie opisu stroju, ale nie martwcie się państwo, niebawem się pojawi.
A ja zupełnie nie rozumiem, jak to się stało, że wszystko się kręci wokół tego zwierzęcia.
- Hm... to teraz ja cię o coś poproszę. Uczyłaś się niemej magii?
- Trochę - odpowiedziała Ewelina, nie wiedząc, do czego zmierza rozmowa.
Ci uczniowie Hogwartu to jednak cieniasy są, oni zaczynali się tego uczyć w wieku lat 16, o ile dobrze pamiętam. I jeszcze, o zgrozo, mieli z tym duże problemy!
No bo to Mary Sue, ona jest piękna, mądra i niesamowita. Ale widać nie na tyle mądra, żeby zrozumieć, do czego zmierza rozmowa.
A ta "niema magia" oznacza, że zaklęcia nie wydają z siebie żadnych dźwięków?
- A jakich zaklęć się nauczyłaś?
- Przywołującego i odsyłającego.
- Wspaniale, więc przywołaj i odeślij, na przykład... tamten wazon - powiedziała kobieta wskazując niebieskie naczynie na szafce za plecami Eweliny. Dziewczyna wykręciła się na krześle, wyciągnęła rękę i flakon pofrunął w jej stronę. W połowie drogi zatrzymał się i zawrócił, kierując się na swoje miejsce. Czarodziejka spojrzała na kobietę.
Wydaje mi się, że traktują ją trochę jak małpę w cyrku...
No bo chłopka w szlacheckiej rodzinie to atrakcja...
- Dobrze. A teraz zmuś tę muchę do zatrzymania się.
- Ale ja nie umiem...
- Spróbuj.
Ewelina pstryknęła palcami i mucha zamarła.
Zamarła, patrząc dziwnie na PSTRYKAJĄCĄ PALCAMI dziewczynę, po czym popukała się skrzydłem w czoło i pofrunęła dalej.
Dziewczyna nie umie, ale wie, jaki gest wykonać -.-'
- Udało mi się!
Łaaaaał, no co ty?!
Pani doktor stłumiła ziewnięcie. Ych, znowu Mary Sue...
- Owszem, a wiesz dlaczego?
Dziewczyna pokręciła głową.
- Bo zostałaś wybrana - powiedziała kobieta tajemniczym głosem. - Zostałaś obdarzona darem Recto Quora.
Wujek Googiel powiada, iż Recto Quora to coś w stylu: Prosta minimalna liczba obecnych członków organu kolegialnego konieczna do uznania, że dany organ może podejmować ważne prawnie decyzje xD
Tajemnica się zagęszcza...
- Ale co to jest? - zapytała Ewelina.
...i się odgęściła.
- Jest to dar, który uwalnia uwięzione w tobie zwierzę,
Uwolnij swego wewnętrznego zwierza... Poczuj w sobie siłę lwa XD
nadając ci ogromną siłę magiczną. Odtąd bardzo łatwo będziesz przyswajać wiedzę. Nie pytaj mnie jednak, kto wybiera..
- Za każdym razem, kiedy odczuwam silne emocje, zamieniam się w wilczycę - zastanowiła się Ewelina.
Jasne, a podczas obiadu zmieniła się po raz pierwszy, co można było wywnioskować po jej zdziwieniu. Czyli rzeczywiście za każdym razem -.-'
- Animagia - rzuciła kobieta.
Żadna animagia, tylko wilkolepsja.
- Ale ja się nie uczyłam - zaprzeczyła dziewczyna. - Jeśli rzeczywiście to animagia, to musiałaby przyjść tak od razu.
- To część daru. Znałam obdarzoną kobietę, jednak ona już umarła dziesięć lat temu. Ty jesteś następna. Wybrana może zostać tylko dziewczyna, która urodzi się w dniu śmierci swojej poprzedniczki. Sama musi odkryć w sobie dar. Poprzednia wybranka dostrzegła go dopiero w pięćdziesiątym drugim roku życia.
A boChaterkę pokarało wcześniej...
Bo tamta wybranka była krótkowidzem.- A jakie umiejętności daje mi dar?
- Dużo tego. Niezawodną intuicję, na przykład, że wiesz, co się dzieje wokół ciebie, gdy masz zamknięte oczy, telepatię...
- To już umiem - przerwała Ewelina.
- Animagię - kontynuowała specjalistka. - Niemą magię, bezgraniczne zaufanie zwierząt, radzę ci go nie zniszczyć, wszystkie cechy zwierzęcia, w które się zamieniasz, czyli bardzo dobry węch i słuch, zdolność widzenia w ciemności, a także tak zwaną czujkę.
No, czyli taki wilkołak z tuningiem... Ciekawe, jak reaguje na srebro i święconą wodę?
Wyje i błyska światłami. Wujek Googiel: "Jeśli w otoczeniu czujki zdarzy się cokolwiek, co zgodnie z programem centrali alarmowej zostanie zinterpretowane jako zagrożenie, centrala alarmowa wyda rozkazy odpowiednim urządzeniom, aby te podjęły określone działania."
Wilkołak z tuningiem i noktowizorem.
- Czujkę? - powtórzyła nastolatka.
- Tak. Czujesz, co się stanie w najbliższym czasie...
- To przecież jasnowidzenie!
- Nie. Ty nie możesz tego kontrolować. Po prostu nagle nachodzi cię przeczucie, że, na przykład, twój sokół...
- To jest orzeł - warknęła de Nocher.
- No, dobrze, twój orzeł przyniesie ci rannego zająca, a ty wchodzisz do swojego pokoju i rzeczywiście po chwili przylatuje to twoje ptaszysko i przynosi ci zająca z rozerwanym, dajmy na to, bokiem. Czujka to jeszcze to, że wiesz, która jest obecnie godzina,
Zaiste, to jest takie bardzo potrzebne. Szczególnie boChaterce opka -.-'
często będziesz miała prorocze sny, trudno cię na przykład zaatakować, bo zawsze na czas odskoczysz lub się obronisz. Prawie jak organizm doskonały. Ale są też złe strony wybrania.
- Jakie?
- Srebro cię zabija. I musisz unikać święconej wody, krucyfiksów i kropideł. No i panicznie boisz się ognia... Przykro mi.
- Często mdlejesz. I to w najbardziej nieprzewidzianych sytuacjach. Po prostu nagle tracisz przytomność i przemieniasz się.
- Ja jeszcze nie rozumiem tego wypadku z samochodem. Normalnie powinnam umrzeć, albo chociaż odnieść jakieś rany, a tu nic!
- Ci, co tym się zajmują, powiadają, powtarzam, tylko powiadają, że podobno tym, kto wybiera jest jakiś bóg, raczej bogini, która roztacza nad wybraną opiekę, jakby tarczę. A wracając do naszych owiec...
Skąd tam jakieś owce? To wilki wszystkich jeszcze nie wyżarły?
mogę cię nauczyć posługiwać się animagią.
A ona już przypadkiem nie umie?
Bo ona zmienia się w jedno tylko zwierzę. Jako prawdziwa Mary Sue musi do tego dorzucić jeszcze przynajmniej ze trzy gatunki, w tym najlepiej smoka, jednorożca i feniksa.
- Zgadzam się - zadecydowała Ewelina
Wiedziała, że ta decyzja może zaważyć na jej życiu i śmierci, dlatego podjęła ją bez najmniejszego zastanowienia.
Zwłaszcza że zastanawianie się wymagało od niej tak wiele wysiłku...
W związku z tym strrrrasznym wypadkiem w dzieciństwie...
~~@~~
Papuga kakadu sfrunęła z kołka na poduszkę obok głowy swojej pani.
- Czego chcesz, Błękitko? - zapytała zaspana Ewelina.
Mogę się mylić, ale czy papuga nie jest przypadkiem niebieska?
Niebieska jak każda kakadu xD
Niebieska jak każda kakadu xD
- Wstawaj, przyznaj się, co ci się dzisiaj śniło. - odpowiedziało zwierzątko.
- I oczywiście całe towarzystwo nastawia uszy żeby to usłyszeć?
- Jak zwykle niezawodna intuicja - mruknęła papuga wracając na swoje miejsce.
Mruknęła. Jak kociaczek. -.-'
Po chwili papuga przyniosła karty i całym towarzystwem zaczęli grać w pokera.
Taa, rozbieranego. Śnieżka, jako najmłodsza, została wyeliminowana z gry, ale w zamian przynosiła im papierosy i whisky.
Ewelina usiadła, sięgnęła po notatnik, gdzie zapisane miała swoje częste sny, wpisała następny wraz z datą: noc z 30 na 31 czerwca 1981,
To bardzo ciekawa data, tym bardziej, że czerwiec ma 30 dni...
Taaa, wcześniejszy wpis był pewnie w nocy z 29 na 30 lutego...
Taaa, wcześniejszy wpis był pewnie w nocy z 29 na 30 lutego...
W dodatku zaraz będą tu Huncwoci, a oni szli do szkoły w 1971...
po czym położyła go na podstawce na książki przed kołkiem Perseusza, żeby orzeł przeczytał go na głos innym zwierzętom.
- Wykluczone! - skrzeknął orzeł. - Tego czytać nie będę! Gdyby to był Homer, albo Parandowski... A właśnie, wydziobać ci może wątrobę?
Dziewczyna westchnęła ciężko. Tyle czasu usiłowała go czego nauczyć, a on wciąż tylko o jakiejś wątrobie...
Syntezator mowy IVONA... Znaczy się - Perseusz...
Jest taki kolor jak perski...?
Perski to jest kot boChaterki.
Sama natomiast zaczęła się ubierać, słuchając skrzeku ptaszyska oraz tłumaczeń Błękitki, która mówiła po ludzku, aby Śnieżka, kotka Koko
Brak konsekwencji. Koko - to powinna być kura, a nie kotka.
Poza tym koko to nie kolooooor! {protest}Jak nie! To skrócony kokosowy.
Czyli była biała!
Kokosy są brązowe... -.-'
Ale wiórki kokosowe są białe!
Znaczy kura... wróć - kotka była łaciata: brązowo-biała.
Nie-ee! Była biała i miała brązową skorupkę!
A gdyby była kotem, to... nie, stop, wyobraźnio, zamknij się!
i cztery białe myszki mogły również dowiedzieć się o śnie swojej pani.A gdyby była kotem, to... nie, stop, wyobraźnio, zamknij się!
A kto miał to delirium?
BoChaterka. Przecież wciągnęła siedemdziesięcioprocentową wilczycę.
I trzyma ją cały czas od czterech lat...
Perseusz był wielkim orłem bielikiem o piórach w kolorze hebanu i został znaleziony przez Ewelinę podczas jej spaceru w lesie.
Pewnie hebanowym.
Miał wtedy parę miesięcy - właśnie uczył się latać. Pierwsza próba nie udała mu się i spadł zapomniany przez mamę i rodzeństwo. Dokładnie zapamiętał trasę, którą przebył, aby znaleźć się w przytulnym pokoju miłej dziewczynki. Najpierw leśną ścieżką, w dół skalistym zboczem, wzdłuż strumyka, przez małą furtkę zasłoniętą giętkimi gałęziami dzikiej róży rosnącej na żywopłocie, aż wreszcie po rozłożystych gałęziach czereśni (a to nie była wiśnia?) i przez okno do dużego pokoju ze ścianami obitymi połówkami hebanowych okrąglaków. Otrzymał własny kołek,
Hebanowy.
A lato było piękne tego roku...
Szargasz klasykę, ty niedobra, ty XD
wyciosany również z tego drzewa, {HA!} obok przybito mu poidełko. Potem zaczął naukę latania pod uważnym okiem Eweliny de Nocher, swojej instruktorki.
A licencję pilota miał? Żadnych łapówek? Pamiętajcie, CBA patrzy...
Instruktorka latania. No co, sama zaczęła fruwać w wieku sześciu lat. Ale mimo to kilka prób nauczenia latania innych ludzi spełzło na niczym. Na szczęście wszystko uszło jej na sucho, tylko ten gość, którego zepchnęła z za niskiego urwiska wytoczył jej proces...
A ten, któremu piórka powyrywała? Też ją oskarżył.
Ale czemu wyrwała mu piórka? I skąd...?
Nie mam skojarzeń! XD
Później, gdy nauczył się fruwać i już sam wyruszał na łowy, uznała, iż jedynymi pomocnymi czynnościami, które mógł wykonywać orzeł są pisanie i czytanie.
Ja pierdzielę. Może ona jakieś dziwaczne hebanowe laboratorium miała?
I dlatego się mówi, że ktoś pisze jak orzeł, o rze...sz kura pazurem.
Jednak nigdy nie opanował posługiwania się ludzkim językiem. Zawsze czytał na głos po swojemu i skończyło się na tym, że tłumaczyć musiała jego towarzyszka, Błękitka, z którą zaprzyjaźnił się tuż po przybyciu do Doliny Zielonego Strumienia, jak nazywała swoje miejsce zamieszkania jego pani.
{parsk}
Ja bym się nie chwaliła, że mój strumień od syfu aż zzieleniał...
Perseusz otrzymał Biały Order,
Rany borskie, znowu biały? A czemu nie hebanowy?
Hebanowy był zaraz za białym xD
najwyższe odznaczenie, które mogło dostać zwierzę mieszkające w domu Eweliny de Nocher. Medal został mu przyznany, ponieważ przy pomocy swoich ostrych szponów i dzioba wyrwał z łap lisa piękną sowę śnieżną.
Wyrwał. Bo łapy psowatego są takie chwytliwe.
Lis walczył dzielnie, ale w końcu i tak musiał zadowolić się tylko prawą nóżką.
Od tego czasu sowa miała drobne problemy z utrzymaniem równowagi - dlatego mieszkała w klatce, gdzie trudno się było wywrócić, a nie na hebanowym kołku.
Wtedy jeszcze nie miał imienia. Mama Eweliny, dowiedziawszy się o całym zajściu, nie krzyczała, że przyszedł jeszcze jeden dziób do karmienia, nie wyrzuciła sowy z domu, zresztą jej córka by nie pozwoliła, ale tylko ze śmiechem powiedziała, iż może by nazwać ptaki imionami bohaterów mitu greckiego, w którym Perseusz ratuje Andromedę ze szponów morskiego potwora. Ewelina skwapliwie podchwyciła ten pomysł, ochrzciła ptaki i tak już zostało.
Ale ona nie mogła wody święconej...
Mogła, tyle że musiała się spieszyć, bo na niej szybko parowała.
Ta woda święcona to jakaś mocniejsza musiała być, te myszki i w ogóle...
"Tak już zostało"? To ona nie zmieniała zwierzętom imion - regularnie, co tydzień?
- Błyskawica? Miałaś dostać Błyskawicę?! - zdziwiła się Błękitka.
- Tak - powiedziała posępnie jej pani. - Ale wątpię, żeby to był sen proroczy... Przecież tam powiedziano... we śnie... że ta miotła będzie wypuszczona na rynek za dwadzieścia lat...
Borze Brzuskowy, Olcho i Sosno.
Jemioła.
- A ja uważam, - przerwała papuga, której pani od dzieciństwa wpajała zasady posługiwania się językiem literackim w wypowiedziach. - że to prawda. Podobno twój ojciec, pani, zna jakiegoś faceta, no dobrze, - dodała widząc zgorszone spojrzenie Eweliny - mężczyznę, który ma fabrykę mioteł i właśnie pracuje nad takim wspaniałym produktem.
{bez komentarza}
Ha, dostanie prototyp, który będzie potem ulepszany przez dwadzieścia lat, więc będzie miał tyle błędów i wad, że nie wyjdzie na tym najlepiej, buahahaah! >D
- Skąd ty to wiesz? - zapytała nastolatka lustrując bacznym spojrzeniem ptaka.
- Podsłuchałam... - odpowiedziała zgodnie z prawdą papuga, jednak dalszą wypowiedź przerwał jej podwójny dźwięk srebrnego dzwonka zawieszonego w rogu.
AAAA, SREBRO! Uciekaj, dziewczyno!
Co za dziwaczna istota, ten podwójny dźwięk? A może być też potrójny i podziesiętny?
- Dobra, idę na śniadanie - powiedziała dziewczyna - może uda mi się coś wskórać.
JEST! Jest śniadanie!
Proszę państwa, proszę państwa, zostaje tylko jedno pytanie: Czy zejdzie?
Zejdzie, zejdzie XD Je w kuchni, a wiemy już z wcześniejszych fragmentów, że schodziła na obiad.
Gdy weszła do kuchni, zobaczyła ojca siedzącego z przy stole z “Prorokiem Codziennym” w ręce i grzebiącego widelcem w swoim jajku sadzonym.
Jak kurka XDD
SWOIM?! O cholera!
(niemamskojarzeń)Cicho bądźcie, dobrze, że tylko w jednym... ;)
- Jest coś ciekawego? – zapytała, smarując sobie tosty dżemem.
- E tam, jakieś bzdury - odparł tata, składając gazetę.
Bo "Prorok" to tylko bzdury mógł pisać. Kogo by tam jakaś przyszłość interesowała.
Po chwili sowa przyniosła nowy numer "Czarownicy". No, nareszcie jakaś życiowa lektura!
- Ojcze...
- Czego sobie życzysz, córeczko? - zapytał z uśmiechem. Wiedział, że taki zwrot oznacza tylko jedno: Ewelina czegoś usilnie od niego chce.
- Błękitka właśnie mi powiedziała, że znasz człowieka, który produkuje miotły.
Błękitka powinna zostać członkiem wywiadu.
Im częściej pojawia się ta papuga, tym mniej podoba mi się mój kolor...
- A ty chcesz go poznać i dowiedzieć się, jak to się robi?
A co do robienia "tego" mają miot... O bogowie. {niemamskojarzeń,niemamskojarzeń!}
Zależy, który koniec.
O kurde oO
A może po prostu pan miotłorób jest przystojny? A wy zaraz jakieś dziwne myśli macie...
Ale z miotłą?!
Poza tym ona ma jedenaście lat!
- Chyba zmysły cię zawodzą, ojcze - powiedziała Ewelina i oboje parsknęli śmiechem. Oczywiście tata wiedział, że córka nie chce go obrazić, tylko wprawić w dobry humor. Stara taktyka.
Oczywiście.
AAAHAHAHAHA!... ha... ha... No co? A to nie mieliśmy się śmiać? oO
- No, więc o co ci chodzi?
- Znowu miałam sen proroczy. Przynajmniej tak uważają wszystkie zwierzaki. A ja się z nimi zgadzam. Bo w zwykłym śnie chyba nie byłoby dokładnych twarzy, co?
- Jeśli znane, to mogłyby być.
- Właśnie, w tym problem, że nieznane. Pierwszy raz je widziałam w tym śnie.
- A o co ogólnie chodziło?
- Byłam w drużynie quidditcha, wygraliśmy mecz, a ja grałam na Błyskawicy.
Oczywiście {błąd systemu}
Musiała grać na miotle pięć razy szybszej od wszystkich istniejących, bo to była jedyna szansa, żeby ta pipa coś osiągnęła...
- Zaraz, zaraz... Na czym?
- Na miotle o nazwie Błyskawica.
- Nadal nic nie rozumiem.
- Błękitka powiedziała, - ciągnęła Ewelina zirytowanym głosem - że ten twój kolega od mioteł próbuje wyprodukować miotłę bardzo dobrą. I dodała, że ma się nazywać BŁYSKAWICA, czyż nie tak?
Nooo, jak Błękitka powiedziała, to tak jest!
- Tak. No, teoretycznie mogę go zapytać, czy by ci nie przysłał testowego egzemplarza.
- Tak! - zawołała Ewelina, wstając.
- Tylko pożycz mi sowę.
Bo gołębie pocztowe odleciały i nie wróciły.
Przestraszyły się tych ciągłych gwałtów na logice. Dziewczyna wbiegła szybko po schodach, wparowała do swego pokoju i dopadła do biurka.
Z wysiłku zamieniła się w parę i tuż przed biurkiem się skropliła.
Mózg mi wypadł i mam pustkę w głowie. Jedyne, co mam przed oczami, to wizja Eweliny pod szczątkami biurka, przed którym nie zdążyła wyhamować, z prawą dłonią w jedynej nienaruszonej szufladce...
- Udało mi się!
- Wiedziałam - odparła Błękitka - Wierzyłam w ciebie, pani.
- Andromedo, polecisz z listem od taty - powiedziała nastolatka, uśmiechając się z wdzięcznością do papugi i znosząc białą sowę do kuchni. Tata przywiązał list do nóżki {jedynej nóżki} i otworzył okno.
- No, a teraz idź się spakować - jutro jedziemy do szkoły.
W LIPCU?!
A wakacje to gdzie?
Rodzice przekupili dyrektora, żeby uwolnił ich od niej dwa miesiące wcześniej. Musieli być bardzo zdesperowani XD
~~@~~
- Mamo, rusz się - powiedziała Ewelina do kobiety stojącej przy lustrze i malującej eye-linerem kreski nad rzęsami.
Bo przecież mogła wałkiem malować sinusoidy pod źrenicą -.-'
I przeglądając się w tosterze.
Swoją drogą to, że stała przy lustrze, wcale nie musiało znaczyć, że się w nim przeglądała.
- Nie musisz się tak stroić. Idziemy tylko na peron. Och, daj to - dodała, widząc, że nie przekona swojej mamy, która wybiegła kreską na powiekę.
Myślałam, że nad rzęsami zazwyczaj jest powieka, ale widocznie się myliłam...
Zależy, którymi rzęsami.
Wybieganie kreską nad powiekę - najlepszy sposób na pokazanie swojej nieustępliwości.
Zlikwidowała mankament, po czym dwoma szybkimi, acz płynnymi ruchami narysowała równiutkie kreski.
Na wszelki wypadek wzięła linijkę i sprawdziła.
I poziomicę.
Odłożyła kredkę na stolik,
A czy to przed chwilą nie był eye-liner?
Może transmutował?
wzięła mamę za rękę i nim ta zdążyła zaprotestować wyciągnęła do sypialni. Zapukała do drzwi obok.
- Tato, jesteś gotowy? - zapytała, patrząc na zegarek. Była dziesiąta trzydzieści. - Mamy pół godziny, żeby dojechać na drugi koniec miasta, na King’s Cross.
Pan de Nocher wyszedł ze swojego pokoju.
- Zdążymy. Chodźcie - w przedpokoju chwycił w rękę kufer Eweliny
Szczegół warty odnotowania, bo przecież mógł jeszcze chwycić w zęby. Albo w nogę.
Nie zapominajmy, że chwycił kufer, a nie jego rączkę...
W takim razie musiał mieć bardzo dużą rękę. Albo to był bardzo mały kufer.
It's a kind of magic.
i zszedł z nim na dół po krętych schodach.
A potem zjechał na górę po poręczy.
Ewelina poszła za nim. Na końcu poczłapała mama.
Buty za duże o parę numerów plaskały nieprzyjemnie o podłogę.
...poczłapała jak kaczuszka.
Kiedy kufer leżał już w przepastnych głębiach bagażnika samochodu,
Żeby dostać się do kufra, należało zaopatrzyć się w sprzęt do nurkowania.
a Andromeda kołysała się na ramieniu Eweliny,
...z trudem utrzymując równowagę na jednej nóżce...
Choroba sieroca?
ta wyjęła list, który dostała z Hogwartu w lipcu, aby przeczytać go jeszcze raz.
Coś mi się nie zgadza czasowo... Obudziła się rankiem 31 czerwca i dowiedziała się, że jutro, a więc pierwszego lipca będą jechali na peron. To skąd ten lipcowy list, jak lipiec się jeszcze dobrze nie zaczął?
Dziwi cię to, że ta Ewelina potrafi zaginać czasoprzestrzeń?
No bo oni tam mają bardzo szybką... pocztę.
Gdy skończyła, dojechali już na King’s Cross. Wypakowali kufer i postawili go na wózek bagażowy.
- No, cóż, który to miał być peron? - upewnił się tata.
- Dziewięć i trzy czwarte - odpowiedziała Ewelina.
- Ee... a gdzie to jest?
- Och, przestań. Ty naprawdę książek nie czytasz? - zainteresowała się Ewelina, po czym poszła prosto na barierkę między peronami dziesięć i dziewięć, a za nią reszta rodziny.
Wy też w wieku jedenastu lat oprowadzaliście rodziców po przystankach kolejowych?
Ewelina - stała bywalczyni peronu. Pewnie ćpa.
Ona irytuje mnie coraz bardziej.
Dziewczyna oparła się o metal
Już widzę, jak ona opiera się o to ciężkie brzmienie i growl wokalisty...
i dała znać rodzicom, by zrobili to samo, po czym cała trójka wpadła na peron dziewięć i trzy czwarte.
Nawet metal był posłuszny i grzecznie poczekał, aż oprze się o niego cała rodzina.
Sowa nadal siedziała na ramieniu Eweliny.
Cudem.
Wszędzie było słychać prychania, miauczenia, kumkania i pohukiwania wielu zwierząt znajdujących się na stacji. De Nocher nie zwracała na ten hałas uwagi. Zdjęła kufer z wózka, powiedziała rodzicom, że sobie poradzi, zezwoliła im pisemnie na używanie Perseusza do wysyłania do niej listów i znikła w tłumie.
Pisemne zezwolenie na wysyłanie listów orłem... Tego nawet nie trzeba komentować.
Swoją drogą - do wszystkich będą przylatywały sowy, a do niej hebanowy orzeł bielik, który umie czytać i pisać i ma pierś pokłutą orderami?
Mama i tata wzięli wózek, zaprowadzili go na miejsce, po czym odjechali do domu.
Nawet się z córką nie pożegnali... co to za obyczaje?
Radość, że wreszcie się jej pozbyli.
1 ...:
hahahahaha! uśmiałam się, świetne <3.
idę czytać następne części. ;3
Prześlij komentarz